sobota, 27 kwietnia 2019

Jak to robiły dinozaury?

Przecież w Kredzie też uprawiano seks.

Seks uprawiają wszystki zwierzęta. Żaby, żółwie, papugi, psy, koty i ludzie przynajmniej raz w roku (u tych ostatnich nie jest to regułą) zabierają się za poszukiwanie partnerki, zachęcenie tejże dziewczyny do zbliżenia i w końcu spłodzenie potomków. Wydaje się oczywiste, że skoro zwierzęta robią to teraz to robiły to także przed milionami lat. Sprawa nie jest jednak tak błaha jak mogłoby się wydawać. Zawiłość omawianej kwestii jest dość duża, nie dysponujemy bowiem dostatecznym materiałem dowodym (zapewne poprzez brak uwiecznień). Nie przedłużając, zapraszam na tekst o igraszkach miłosnych najpopularniejszych, wymarłych istot - dinozaurów. 

Na pograniczu tabu i spekulacji.

Dinozaury to zwierzęta, która zniknęły z powierzchni naszej planety około 64 miliony lat temu. Wszelkie informacje, które na ich temat zgromadziliśmy pochodzą z ich skamieniałych szczątków. W zapisie kopalnym zachowują się wyłącznie kości. Nie wiemy jak wyglądały dinozaurze tkanki miękkie. Do takich tkanek należały narządy rozrodcze. Gdybyśmy wiedzieli cokolwiek na ich temat to życie seksualne dinozaurów nie byłoby dla nas żadną tajemnicą. Jak w takim razie określano płeć tych gadów? Było to możliwe po analizie kości miednicznych, które u samic były szersze z powodu konieczności składania dużej ilości jaj. Paleontolodzy wiedzieli, iż na określeniu płci kończą się seksualne dywagacje i akty rozmnażania kredowych potworów były dla nich swego rodzaju tabu. Przez wiele lat mówiło się o tym mało lub wcale, a do zagadki o prehistorycznych igraszkach przylgnęła łata nierozwiązywalnej. Obecnie ludzie, do których bezsprzecznie należą paleontolodzy mają znacznie więcej luzu. Teoretyzowanie i wysnuwanie wniosków na temat dinozaurzego bara-bara zaszło już bardzo daleko. 


Czy stosowanie analogii ma sens?

Dinozaury osiagały znaczne rozmiary. To właśnie gabaryty stanowią jedną z największych przeszkód w określeniu jak wyglądał ich seks. Można oczywiście spojrzeć w kierunku słoni, nosorożców i żyraf, czyli największych lądowych kręgowców, jednakże były one znacznie mniejsze od prehistorycznych bestii. Zdarza się, iż samiec słonia łamie słonicy żebra podczas stosunku. Mówimy w końcu o zwierzętach, które ważą około 7 ton. Co mają powiedzieć zatem brachiozaury, których waga oscylowała wokół 80 ton? Dominuje jednak stanowisko, że skoro zauropody (jak np. brachiozaury) potrafiły przy takiej masie chodzić to równie dobrze mogły kopulować.
Większy sens ma spojrzenie ku nabliższym krewnym mezozoicznych gadów, czyli krokodylom i ptakom. Te pierwsze mają z dinozaurami wspólnych przodków, zaś te drugie to ich potomkowie. Zarówno krokodyle, jak i ptaki nie mają narządów płciowych, a jedynie kloaki odpowiedzialne za defekację, oddawanie moczu i kopulację (brzmi smutno). Prowadzi to do wniosku, że dinozaurze igraszki były krótkie i z dużą dozą prawdopodobieństwa odbywały się w pozycji "na pieska", a zatem przypominały zabawy ptasie.


Pojawiają się kłopoty.

Dinozaury występowały w wielu kształtach i rozmiarach. Różniły się od siebie tak znacząco, że poszczególne aspekty życia seksualnego musiały wyglądać odmiennie u każdego gatunku. 
Ceratopsy, do których należał osławiony triceratops posiadały grzebienie wyposażone w kostne wyrostki. Samiec musiał bardzo się natrudzić żeby nie zakończyć zabawy z poranioną szyją. 
Z pewnością należy również zacząć bać się o panią tyranozaur. Przedstawiciele jej gatunku posiadali najsilniejszy nacisk szczęk spośród wszystkich dinozaurów. Jeżeli samca poniosłoby miłosne uniesienie to zbliżenie mogłoby skończyć się rozlewem krwi. Ciekawostką jest, iż małe kończyny górne tyranozaurów, które od dawna są obiektem internetowych żartów zapewne pomagały samocowi w uprawianiu miłości i utrzymaniu się na wybrance.
Największe zwierzęta jakie kiedykolwiek chodziły po naszej planecie to zauropody. Te olbrzymy ważyły zwykle do kilkudziesięciu ton. Wspomniany wcześniej brachiozaur ważył aż 80 ton. Kilku paleontologów twierdzi, że w celu odbycia stosunku seksualnego te ogromne zwierzęta zanurzały się w wodzie (ta teoria jest raczej niepopularna). Dla trzynastometrowego samca siedzącego na samicy zanurzenie musiałoby być zatem nie lada wyzwaniem.
Największą zagwostkę zafundowały nam jednak stegozaury. Te bardzo medialne stworzenia charakteryzowały się wybitnym arsenałem obronnym w postaci kolców na ciele i ogonie oraz wyjątkowo małym móżdżkiem. Problem polegał jednak na tym, że ostre kolce uniemożliwiałyby samcowi wdrapanie się na samicę. Najbardziej kolczastym spośród stegozaurów był kentrozaur. Seks przedstawicieli tego gatunku był niemalże niemożliwy do wyobrażenia. Obecnie pojawiają się teorie o łagodniejszym zakończeniu wyrostków u samic co umożliwiałoby stosunek. Dziewczyny pozbawione byłyby tym samym defensywy (rażąca niesprawiedliwość). 


A jak wyglądał podryw? 

Można z powodzeniem stwierdzić, że wskazówek dotyczących walki o samice i innych form zdobywania ich względów szukać należy obserwując zachowania ptaków. Obecnie nie jest już żadną rewelacją, że wiele dinozaurów posiadało pióra. Wielu fanów serii Jurassic Park zapewne nie może wyobrazić sobie opierzonego tyranozaura czy velociraptora. W rzeczywistości oba wymienione dinozaury przypominały przerośnięte kurczaki. W okresie godowym ich zachowania przypominać musiały stroszenie piór przez ptaki. Olbrzymie brachiozaury mogły walczyć o samice jak współczesne nam żyrafy, a więc uderzając o siebie długimi szyjami. Triceratopsy pojedynkowały się z użyciem pokaźnych rogów, zaś pachycefalozaury uderzały się głowami jak dzisiejsze muflony. Wszystko to działo się dla dinozaurzych pań!


Po zaznajomieniu się z informacjami zawartymi w powyższym wpisie łatwo stwierdzić można, że o seksie dinozaurów wiemy bardzo mało. Nie wiemy chociażby jak wyglądała gra wstępna. Nie mamy możliwości stwierdzenia czy pani dinozaur okazywała partnerowi niedostępność. Czas trwania zblizenia to jedynie spekulacją. Kwestia jest dalej analizowana przez naukowców, ale może tak nie warto się wtrącać? Przecież nie powinno nas interesować co tyranozaur porabiał w sypialni. 

Stay tuned.

sobota, 20 kwietnia 2019

Wielkanocne jajo na czterech nogach!

Gdyby w plejstocenie obchodzono Wielkanoc...



Jest wiele zwierząt, które kojarzą się ze świątami Wielkiej Nocy.  Czy sensownie byłoby opisywać te dobrze nam znane? Czy może Was zaskoczyć anatomia baranka? Czy dieta zająca to coś niespotykanego? Czy relacja kury z człowiekiem jest osłonięta chociaż rąbkiem tajemnicy? Obawiam się, że pomimo mojej nieznającej granic miłości do zwierząt wolałbym jednak odprężyć się przy Pani Domu i kubku gorącej czekolady (a nigdy tego nie robię), niż pisać na te tematy. 
Nie musiałem długo głowić się nad zwierzęciem, które najbardziej kojarzy mi się ze świętami wielkanocnymi. Było dla mnie jasne, że szukam podopiecznego, który najbardziej przypominałby mi popularną pisankę. Przed Państwem przesympatyczna hybryda Rudego 102 i gigantycznego jaja. Wita Was glyptodon!


Być szczerbakiem!

Glyptodon był ssakiem należącym do rzędu szczerbaków. Jego najbliższymi kuzynami były leniwce, mrówkojady, megatheria (olbrzymy wielkości słoni afrykańskich) oraz pancerniki, które łudząco przypominał. Ów rząd wyróżnia się uzębieniem zredukowanym jedynie do zębów policzkowych. Mózgi szczerbaków są małe, a ich kora mózgowa nie należy do najbardziej pofałdowanych. Trzeba przyznać, iż fakt ten rzuca nowe światło na lenistwo leniwców...


Bezbłędna defensywa.

Glyptodon pojawił się na terytorium Ameryki Południowej około 2,5 mln lat (późny pliocen), a ostatecznie zniknął z powierzchni ziemi około 11 tys. lat temu (wraz z końcem epoki plejstocenu). Zwierzę zdecydowanie wyróżniało się zarówno rozmiarami (mógł ważyć nawet 2 tony), jak i osobliwym pancerzem zbudowanym z płytek kostnych. Były one ułożone w podwójnych albo potrójnych rzędach i pokrywały grzbiet, głowę, pysk, ogon oraz brzuch glyptodona. Ssak ten przypominał zatem wielkiego żółwia, który niestety pozbawiony został możliwości schowania się do swej skorupy. Niektóre gatunki posiadały dodatkowo kostną buławę, która służyć mogła do walk o samicę. 

Bliskie spotkanie z człowiekiem.

Glyptodony wymarły 11 tys. lat temu, a więc dzieliły swoje środowisko z najniebezpieczniejszym z drapieżników - człowiekiem. Twardy pancerz chronił je przed atakami innych zwierząt, jednakże Home Sapiens Sapiens wyróżniał się na tle pozostałych łowców. Bardzo szybko zorientował się, iż powolne i ufne zwierzęta są znakomitym celem do ataku. Zapewne szybko wymyślił sposoby na upolowanie łagodnego, opancerzonego olbrzyma. Przypuszcza się, iż ludzie chowali się w szkieletach glyptodonów przed niepogodą, gdyż znaleziono w nich ślady ognisk. Śmiało można zatem dopisać naszych bohaterów do listy przedstawicieli tzw. megafauny (olbrzymich zwierząt plejstocńskich), którym kres przyniosła ekspansja człowieka. 



Dziś pozostało nam jedynie wspomnienie po zwierzęciu, które w defensywie przewyższało nawet umiejętności włoskich piłkarzy Juventusu Turyn. Nawet jeśli jego pancerz przypominał ogromne, prehistoryczne jajo to jednak mam nadzieję, że nikomu nie przyjdzie do głowy pomalować muzealnego eksponatu. 

Stay tuned.



wtorek, 16 kwietnia 2019

"Dracarys", czyli wejście smoka.

Czy smoki kiedyś istniały?

Gdybym spytał kogokolwiek o najbardziej znane zwierzę występujące w baśniach, legendach czy powieściach fantasy to odpowiedź byłaby ta sama. Smoki. Wielkie, skrzydlate jaszczury, które posiadały umiejętność ziania ogniem. Niektóre, tak jak tolkienowski Smaug, miały upodobanie do złota. Inne, jak martinowski Drogon, służyły jako wierzchowce dla ludzi. Smoka spotkać można niemalże w każdym, fantastycznym uniwersum. W moim, czwartym wpisie przyjrzę się prehistorycznemu zwierzęciu, które najbardziej je przypominało. Przed Wami kecalkoatl, największy i najbardziej przerażający z pterozaurów.


Fruwające dinozaury? Niezupełnie.

Każdy kto choć raz miał przyjemność obejrzenia Jurassic Park III lub kiedykolwiek natrafił na prace paleoartystów przedstawiające mezozoiczne krajobrazy z pewnością kojarzy spore, dziobate i skrzydlate istoty zwane pterozaurami. Pomimo, iż dzieliły środowisko naturalne z dinozaurami to nie były z nimi blisko spokrewnione. Pterozaury (Pterosauria) były gadami, które pojawiły się w epoce Triasu (230 mln lat temu). Bardziej wtajemniczeni są zapewne świadomi, że wielkie gady, które nie były dinozaurami rządziły Ziemią w Permie i właśnie w Triasie, czyli na pograniczu ery paleozoicznej oraz mezozoicznej. Dlaczego pterozaury nie wymarły i żyły wśród dinozaurów? Otóż były pierwszymi kręgowcami, które wzbiły się w powietrze. Przez cały Mezozoik niezaprzeczalnie rządziły przestworzami. Wśród najciekawszych gatunków wymienić można pteranodona, dimorfodona czy największego kecalkoatla. Ten ostatni będzie przedmiotem dzisiejszego wpisu.


Największe zwierzę, jakie kiedykolwiek wzbiło się w powietrze. 

Kecalkoatl (Quetzalcoatlus) to największy, znany przedstawiciel pterozaurów, który żył na Ziemi w okresie późnej Kredy (epoce, która przyniosła kres dinozaurom i Mezozoikowi). Jego szczątki znaleziono na terenie Teksasu. Jest to zatem żywy dowód na istnienie teksańskiej manii wielkości już w erze mezozoicznej! Zwierzę w istocie przypominało prehistoryczny samolot. Miało rozpiętość skrzydeł szacowaną na nawet 12 m. Jego waga oscylowała wokół 250 kg, zaś żuchwa (łudząco przypominająca bociani dziób) miała długość 2.5 m. Nadlatujący kecalkoatl z pewnością budziłby postrach wśród ludzi, którzy znaleźliby się w cieniu jego skrzydeł. Nie potrafił zionąć ogniem ale bezsprzecznie był smokiem swojej epoki.




Zjawiskowe latania, przyzwoite człapanie.

Kecalkoatl był zwierzęciem pokaźnych rozmiarów. Potrzebował zatem odpoczynku po wyczerpujących lotach. Przy takiej masie ciała start i lądowanie konsumowały bardzo dużo energii. Naukowcy są zdania, iż stosunkowo dużo czasu spędzał zatem na ziemi. Niewykluczone jest, że wtedy również polował. Jego długa szyja, silnie rozwinięte kończyny dolne i ponad dwumetrowa czaszka wskazują, że mógł atakować mniejsze zwierzęta na lądzie. Nie dość, że zadawał ciosy z powietrza to w dodatku potrafił podle człapać za ofiarą.


Mordercza dieta czy all-inclusive?

Kecalkoatl z pewnością polował z powietrza na ryby. W jego jadłospisie znajdowały się także mniejsze, lądowe zwierzęta, za którymi człapał niczym bocian polujący na żaby. Jednakże, jego wielkie rozmiary pozwalały mu na odstraszanie innych drapieżników od upolowanych przez nich zdobyczy. Z dużą dozą prawodpodobieństwa stwierdzić można, iż żywił się padliną. Smok prehistorii, podobnie jak potworny rekin z kenozoicznych głębin (megalodon) mógł być zwyczajnym leniem i zabierać posiłki innym!


Jestem bogiem, uświadom to sobie.

Nazwa kecalkoatla pochodzi od imienia mezoamerykańskiego boga Quetzalcoatla. Wystepował on w wierzeniach Azteków i Majów. Był opisywany jako pierzasty wąż i swoim patronatem objął ziemię i niebo. Trzeba przyznać, że trudno o bardziej adekwatne i dostojne imię. Nasz smok był przecież panem na lądzie i w powietrzu. Nie każdy dostaje imię po bogu. Z pewnością wzrosłoby mu ego. Gdyby żył. :)


Długo zastanawiałem się nad zwierzęciem, które najbardziej przypomina legendarne smoki. Premiera ostatniego, ósmego sezonu Gry o Tron zmusiła mnie poniekąd do podjecia ostatecznej decyzji. Kecalkoatl to najbardziej majestatyczne i zarazem najbardziej potworne stworzenie jakie kiedykolwiek wzniosło się powietrze. Nawet jeśli nie posiadał magicznych mocy, nie zionął ogniem i nie posługiwał się smoczym językiem to był postrachem kredowych przestworzy. Kto wie, może sprawdziłby się w walce z White Walkers?

Stay tuned.

środa, 10 kwietnia 2019

Call me Meg !

Rok 1975. Do kin wchodzi jeden z najbardziej rozpoznwalanych filmów z udziałem śmiercionośnego drapieżnika. Mowa oczywiście o filmie "Szczęki" w reżyserii Stevena Spielberga, który opowiada o morderczej walce z gigantycznym rekinem gustującym w mięsie o popularnej nazwie "ludzina". Naszym bohaterom oczywiście udało się pokonać podwodną bestię (co ochoczo uczynili również w sequelach). Skoro największym, współczesnym nam rekinem jest żarłacz biały (maksymalnie dorastający do 7,2 m długości) to dlaczego ten występujący w filmach z serii "Szczęki" był aż tak wielki? Może rzeczywiście te gigantyczne monstra kiedyś istniały? Może istnieją nadal? Przyjrzymy się dzis uroczemu stworzonku, pieszczotliwie określanemu jako "Meg'. 

Meg był królem oceanów jak lew jest królem dżungli.


Megalodon (Carcharodon Megalodon) to największy i najbardziej przerażający rekin jaki kiedykolwiek przemierzał nasze oceany. Niemalże wszyscy (za wyjątkiem kilku upartych kryptozoologów) są pewni, iż zwierzę to pojawiło się na ziemi 15,9 mln lat temu i wymarło ostatecznie około 2,6 mln lat temu. Postrachem mórz był zatem w okresach pliocenu i miocenu. Dodatkowo megalodony były zwierzętami dość wszędobylskimi gdyż ich skamieniałości znajdujemy na całym świecie. Mówiąc jednak o skamieniałościach należy wskazać, że były to jedynie ich zęby. Może wydawać się, iż jest to niewiele ale na podstawie pozostałości samego uzębienia można oszacować dokładną długość rekina. 
Megalodon mógł mierzyć nawet do 18 metrów długości. To około 1,5 sympatycznego, warszawskiego Ikarusa! O rozmiarach tego zwierzęcia dużo mówi nam też wielkość nowonarodzonych rekinków, które mierzyły zwykle około 4 metrów długości! How sweet  <3 
Megalodon mógł równiez pochwalić się naprawdę imponującym arsenałem i niezawodnym powodzeniem wśród partnerek. Szacuje się, iż penis rekina mógł być nawet wielkości żarłacza białego (który mierzyć może nawet do 7 metrów długości). Popularny Meg mógłby zatem bez trudno zrewolucjonizować branżę pornograficzną i wysłać pewnego, bezwłosego jegomościa na przedwczesną emeryturę.





Gotowanie w domu czy wizyta w Mc'u ?


Największy drapieżnik mioceńskich wód mógł z łatwością polować na walenie, ryby, żółwie morskie czy diugonie. Nie miał naturalnych wrógów ani zwierzyny, która mogłaby mu się przeciwstawić. Na wzór współczesnych nam samców lwów, mógł zostawiać polowanie innym zwierzętom. Odmiennie od lwa, nie mógł wyręczyć się upolowaniem zebry przez harem własnych żon. Jak zatem polował? Jak robić żeby się nie narobić? 
Zęby megalodona różnią się dość istotnie od aktywnie polujących rekinów. Z wiekiem ich krawędzi wyposażane były w ostre wypustki. W miarę starzenia się, zeby przeistaczały się z noży do krojenia steków w bardzo ostre piły do metalu. Może to wskazywać, iż megalodon lubił posilić się padliną, upolowaną przez inne, morskie drapieżniki. Jego uzębienie było wręcz idealnie przystosowane do wgryzania się w dryfujące ciała waleni. Trzeba przyznać, że spytnie to sobie wymyślił. Chociaż warto zwrócić uwagę, że nikt w całym oceanie nie mógł zaoponować temu gigantowi. 
Ogromna szczęka megalodona mogła wywierać nacisk nawet 18 tysięcy kg. Była śmiercionośnym narzędziem, które potrafiło rozłupać nawet najtrwalsze kości. Z powodzeniem zmiażdżyłaby samochód. Nikt nie ma starego malucha na żyletki?

 

Dlaczego kolegi już nie ma wśród nas?


Wyginięcie megalodonów nie jest do końca wyjaśnione. Pojawią się głosy, iż megalodon dostosował się wyłącznie do wód ciepłych. Podczas plioceńskiego oziębienia klimatu walenie zaczęły migrować w kierunku wód polarnych. Niemogący za nimi podążyć megalodon mógł zwyczajnie umrzeć z głodu. Ta teoria wydaje się jedynie po części prawdopodobna. Megalodony mogły przystosować się do chłodniejszych wód tak jak robią to współczesne rekiny i popłynęłyby za ofiarami.
Paleontolodzy zwracają jednak uwagę, że wymarcie megalodonów wiąże się ze zniknięciem dużej liczby wielkich waleni na skutek zamknięcia kanału środkowoamerykańskiego. Ta teoria znajduje największe poparcie w środowiskach naukowych. Sympatyczny megalodon odszedł zatem w niepamięć wraz ze swymi posiłkami.


Czy monstrualny rekin dalej żyje gdzieś w głebinach?


Lęk przed wielkim, ciemnym kształtem przepływającym pod łodzią jest w naszym mózgach zakorzeniony bardzo mocno. Ludzie niejednokrotnie twierdzą, iż rozpoznali olbrzymią płetwę unoszącą się ponad wodę lub znajdują niewytłumaczalnie zmasakrowane ciała wielorybów. Wszelkie tego typu opowieści ożywiają temat pozostania megalodona wśród żywych. Paleontolodzy jednak rozwiewają każde wątpliwości. Według wszystkich, wykonanych badań i pomiarów megalodony nie żyły już w plejstocenie. Wyginęły na pewno 2,6 mln lat temu. Gdyby było inaczej to prędzej czy później jakiś Janusz wypatrzyłby osiemnastometrową rybę zza parawanu, czyż nie?


Stay tuned!