niedziela, 29 września 2019

Echo tyranii drapieżnych dinozaurów, czyli rządy ptaków terroru.

Ptaki. Potomkowie mezozoicznych gadów - dinozaurów zwanych teropodami. Są obecne w każdych szerokościach geograficznych. Albatrosy potrafią pokonywać olbrzymie odległości w powietrzu. Pingwiny poruszają się z gracją w wodzie.  Skrzydlate stworzenia przybierają różne kształty i rozmiary. Od sześciocentymetrowych kolibrów do ważących ponad 150 kg strusiów. Można pomyśleć, że ptaki, choć bez wątpienia wspaniałe są jedynie niepozornymi potomkami dinozaurów, które rządziły jurajskimi i kredowymi lądami. Na pierwszy rzut oka da się zgodzić z tą tezą. Problem w tym, iż pomiędzy wyginięciem dinozaurów a ekspansją człowieka było jeszcze kilka lat. Całkiem sporo. Wielkie gady zniknęły z powierzchni naszej planety 66-67 mln lat temu. Człowiek zaś pojawił się 260-350 tys. lat temu. W przedziale czasowym dzielącym te dwa tragiczne w skutkach wydarzenia swoje 5 minut miały ptaki. Zapraszam na wycieczkę po świecie tzw. ptaków terroru. 

Ptaki terroru

Latynoamerykański terror fororaków.

Ptaki terroru to nazwa jedynie potoczna. Naukowe nazewnictwo jest o wiele mniej łaskawe dla czytelników. Rodzina zwierząt, którą dziś się zajmę funkcjonuje pod nazwą Phorusrhacidae, ładniej fororaków. Mówimy o grupie drapieżnych ptaków, które aktywnie polowały lub żywiły się padliną. Myśliwych, którzy przez długi czas znajdowali się na szczycie południowoamerykańskiego łańcucha pokarmowego. Wyobraźmy sobie strusia z ogromną orlą głową. Tak właśnie wyglądali omawiani zabójcy. Przydomek "ptaki terroru" nie mógł wziąć się znikąd. 
W tym miejscu warto zaznaczyć, że fororaki nie pojawiły się po zniknięciu dinozaurów. Przez pewien czas żyły równolegle z nimi. Wśród paleontologów popularna (choć znajdująca przeciwników) jest hipoteza, że drapieżniki pojawiły się w późnej kredzie, przetrwały najsławniejsze wymieranie w dziejach Ziemi, a następnie zaczęły terroryzować ssaki próbujące ugruntować swoją pozycję jako dominującej grupy zwierząt. Jak wiemy finał tej historii to zwycięstwo naszych przodków i klęska opierzonych wrogów. Fororaki wymarły we wczesnym plejstocenie. To stwierdzenie jednak też jest sporne. Skamieniałości z Urugwaju są datowane na między 18 a 96 tys. lat (wiarygodność owych pomiarów jest kwestionowana). 
Przejdźmy do szczegółowego przedstawienia trzech najstraszliwszych prehistorycznych ptaków: fororaka, kelenkena oraz titanisa.

Fororaki w poszukiwaniu potencjalnej zdobyczy.

Fororak - morderca i sprinter w jednym.

Na pierwszy ogień rzucam ptaka o nazwie dość niewysublimowanej. Otóż mowa o przedstawicielu rodziny fororaków zwanym fororakiem. Zapewne to ten gatunek stał się przyczyną wyodrębnienia całej rodziny. Zamieszkiwał on tereny dzisiejszej Patagonii w miocenie (około 20-14 mln lat temu).  Potrafił być wysoki na 2,5 m oraz ważyć nawet do 130 kg. Jak inne ptaki terroru znajdował się na szczycie łańcucha pokarmowego. Do zabijania swych ofiar był świetnie przystosowany. Posiadał duży dziób zakończony haczykiem, co typowe jest dla ptaków mięsożernych (długość jego czaszki wynosiła 60 cm). Była to bez wątpienia najgroźniejsza broń ptaka. Przypuszcza się, iż zabijanie przy użyciu tego śmiercionośnego narzędzia mogło przebiegać na dwa sposoby. Wydaje się, iż fororak mógł chwytać ofiarę w dziób i wielokrotnie uderzać nią z całej siły o ziemię. W ten sposób polują współczesne kariamy, ptaki uważane za najbliższych krewnych opisywanych zwierząt. Według drugiej teorii fororak mógł uśmiercać poprzez precyzyjne uderzenie ostrym dziobem w najbardziej wrażliwe miejsca na ciele potencjalnej zdobyczy. Obydwie metody zakładają, że najpierw ptak musiał zwierzę złapać. Z tym również nie było problemu. Długie i umięśnione nogi sprawiały, że na otwartej przestrzeni fororak mógł z łatwością dogonić i złapać zdobycz (choć preferował atak z zaskoczenia). Wielkie pazury ułatwiały rozrywanie ciała ofiary i były swoistymi sztućcami naszego bohatera. Uważa się, że ofiarą tego ptaka padały raczej mniejsze ssaki, nie był on zdolny do powalenia większej zwierzyny. Mógł także żywić się padliną.
Dziób fororaka - śmiercionośna broń. 
Kariama - najbliższy żyjący krewny fororaków. 


Kelenken - gigant wśród ptaków terroru. 

W roku 1999 argentyński student Guillermo Aguirrezabala natrafił na skamieniałe szczątki największego ptaka terroru, jakiego kiedykolwiek odkryto. Mowa przerażającym zwierzęciu zwanym Kelenken. Nazwa pochodzi od demona pojawiającego się w mitologii ludu Tehuelcze zamieszkującego Patagonię. Odkrycie było dość przełomowe. Okazało się, że czaszka ptaka ma 71 cm długości. Kelenken miał zatem największą głowę spośród wszelkich znanych ptaków. Oficjalnie uważa się go również za największego przedstawiciela fororaków (mógł osiągnąć wysokość nawet 3 m). Tak wielkie rozmiary dzioba oraz mięśni szczęki mogły oznaczać, iż zwierzę miało ogromną siłę ugryzienia. Można wysnuć wniosek, iż ten ptak terroru preferował nieco większą zdobycz aniżeli fororak. Nie ulega jednak wątpliwości, iż polował i uśmiercał ofiarę w sposób identyczny. Współegzystował on ze swoim mniejszym krewnym (kelenken żył 15 mln lat temu), a zatem przypuszczać można, iż nie konkurował z nim o dokładnie to samo pożywienie. 

Porównanie wielkości kelenkena oraz dorosłego mężczyzny.

Titanis, czyli podróżujący terrorysta, połączenie Ameryk i koniec rządów ptaków terroru. 

Około 2,7 mln lat temu swoje apogeum miało przełomowe wydarzenie dla historii ewolucji. Nastąpiło połączenie obu Ameryk poprzez utworzenie się Ameryki Środkowej. Owo zdarzenie było bardzo istotne z różnych względów. Połączenie kontynentów nie tylko przyczyniło się do zmiany dróg prądów morskich i w konsekwencji zmian klimatycznych, ale spowodowało również wymianę gatunkową między kontynentami. Ameryka Południowa była odizolowana od reszty kontynentów przez dość długi czas. Fauna ją zamieszkująca była endemiczna. Leniwce, pancerniki, kapibary, toxodony, wiele gatunków torbaczy, a także omawiane ptaki terroru mogły swobodnie przenieść się do Ameryki Północnej. Z kolei do Ameryki Południowej zawitały gatunki północnoamerykańskie takie jak: tapiry, mastodonty, konie, niedźwiedzie, kotowate czy psowate. 

Wielka amerykańska wymiana biotyczna. 
Latynoamerykańskim przybyszem, na którym zamierzam się skoncentrować był titanis, przedstawiciel rodziny fororaków. Ten ptak terroru wyglądem bardzo przypominał dwa omówione wyżej gatunki. Podobnie jak pierwszy z nich dorastał do 2,5 m wysokości. Udało mu się jednak zadomowić na północnoamerykańskim kontynencie pomimo konkurencji ze strony psów, kotów oraz niedźwiedzi. Nasz bohater żył tam 2-5 mln lat temu. 

Titanis walleri
Wielka amerykańska wymiana biotyczna była niestety dla fororaków tragiczna w skutkach. Zarówno titanis, jak i pozostałe południowoamerykańskie fororaki musiały ustąpić miejsca tygrysom szablastozębnym, wilkom straszliwym czy niedźwiedziom krótkopyskim. Połączenie kontynentów przyczyniło się znacząco do zmiany kierunku prądów morskich. Zmiana klimatu zredukowała liczbę lasów, zmieniając je w sawanny. Wysokie ptaki terroru utraciły element zaskoczenia, który pozwalał im zdobywać pożywienie. Około 2 mln lat temu zniknęły zatem ostatnie dinozauropodobne stworzenia na Ziemi. Świat ptaków nigdy już nie wykreował tak imponujących drapieżników. Tę niszę zajęliśmy w całości my - ssaki. 

Ptak terroru vs. tygrys szablastozębny.

Ciekawostka: czy ptaki nas jadły?

W 2018 odkryto nietypowe kości. Znalezisko miało miejsce w Polsce. Chodzi o dwie kości palców neandertalskiego dziecka datowane na 115 tys. lat. Co było w nich tak niezwykłego? Były porowate i dopiero po pewnym czasie uzmysłowiono sobie, iż musiały one przejść przez żołądek innego stworzenia. Ślady na nich się znajdujące sugerują, że owe kości były niegdyś zawartością układu pokarmowego wielkiego prehistorycznego ptaka (nie mógł być to ptak terroru). Nie jesteśmy oczywiście pewni, jaki gatunek połknął to dziecko. Nie wiemy również, czy zostało upolowane, czy ptak posilił się padliną. Jedno jest jednak pewne, ludzina znajdowała się w menu prehistorycznych ptaków. 

Kości neandertalskiego dziecka, które przeszły przez przewód pokarmowy ptaka. 


Bibliografia: 

https://dinoanimals.pl/zwierzeta/fororak-phorusrhacos-przerazajacy-ptak/

http://www.prehistoric-wildlife.com/articles/terror-birds-of-the-phorusrhacidae.html

http://www.prehistoric-wildlife.com/species/p/phorusrhacos.html

https://pl.wikipedia.org/wiki/Phorusrhacidae

http://www.prehistoric-wildlife.com/species/k/kelenken.html

https://en.wikipedia.org/wiki/Kelenken

http://invertebrates.uni.lodz.pl/wp-content/themes/kzbih/pdf/dlastudenta/zoogeografia_wyklad11_regiony%20biogeograficzne%20III_2012.pdf

https://en.wikipedia.org/wiki/Great_American_Interchange#The_Great_American_Biotic_Interchange_(GABI)

http://www.prehistoric-wildlife.com/species/t/titanis.html

https://www.livescience.com/63801-giant-bird-ate-neanderthal-child.html

poniedziałek, 23 września 2019

Opowieść o niedocenionym gigancie. Giganotozaur - większy niż tyranozaur!

Niekwestionowanym liderem klasyfikacji najpopularniejszych dinozaurów oraz symbolem paleontologii jest tyranozaur rex. Powszechnie panuje przekonanie, iż był to największy spośród drapieżnych dinozaurów (teropodów), jaki kiedykolwiek żył na naszej planecie. Niektórzy potrafią wymienić olbrzymiego spinozaura, który po emisji Jurassic Park III próbował zdetronizować króla i zostać nowym mezozoicznym drapieżnikiem nr 1, ale nikt nie pamięta o biednym giganotozaurze. Nikt, poza mną. Zapraszam na opowieść o drapieżniku, który zająłby miejsce króla, gdyby tylko dostał lepszy PR. 

Giganotozaur podczas odpoczynku.

Kim był ten potwór?

Giganotozaur (Giganotosaurus carolinii) należał do podrzędu teropodów, dinozaurów gadziomiednicznych, charakteryzujących się dwunożnością oraz (z pewnymi wyjątkami) mięsożernością. Obok omawianego giganotozaura, do teropodów należał tyranozaur, spinozaur, allozaur, deinonych czy velociraptor. Bohater tego wpisu nie był jednak wybitnie blisko spokrewniony z wymienionymi dinozaurami. Należał do rodziny karchadontozaurów (przepiękne nazwisko rodowe). Żył na terenie dzisiejszej Patagonii (Argentyna) w Kredzie (99,6 - 97 mln lat temu). 
Nieszczęście omawianego zwierzęcia polega jeszcze na mało oryginalnej nazwie. Otóż giganotozaur często mylony jest z gigantozaurem (jurajskim zauropodem). Brak kreatywności w doborze imienia jest w tym przypadku nieco doskwierający i rodzący pomyłki. Ja sam dowiedziałem się o owym rozróżnieniu dopiero podczas przygotowywania tego posta. 

Porównanie wielkości giganotozaura oraz człowieka. 

Prawdziwy olbrzym.

Gdy w 1993, poszukiwacz skamieniałości i amatorski paleontolog, Ruben Dario Carolini natrafił na szczątki pierwszego giganotozaura musiał być nieco zdziwiony. Spoglądał na największego drapieżnego dinozaura Ameryki Południowej. Zapewne nie zdawał sobie sprawy, iż odkrył potwora, który rozmiarami ustępuje wyłącznie osławionemu spinozaurowi z Afryki. 
Tym, co rzucało się w oczy najbardziej była czaszka zwierzęcia. Giganotozaur posiadał największą spośród wszystkich mięsożernych teropodów. Czaszka najokazalszego odszukanego osobnika miała 195 cm długości. Korelowała ona z ogólnymi rozmiarami dinozaura, który ważył 13.8 t, mierzył 4 m wysokości, a długi był na 13 m. Ogromna głowa wyposażona była w śmiercionośną broń. Rzędy płaskich, pokarbowanych zębów, które przypominają zęby rekinów. Możliwe, iż przyjmował taktykę polowania polegającą na jednym ugryzieniu ofiary i następnie oczekiwaniu na jej wykrwawienie się. 
Niestety, nie wszystko było u tego dinozaura ogromne. Pokaźne rozmiary, przerażająca szczęka, ostre zęby i pazury rekompensowały braki na innej płaszczyźnie. Giganotozaur był bowiem jednym z najgłupszych dinozaurów. Przyrównując rozmiary jego mózgu do masy ciała (obliczając współczynnik encefalizacji), paleontolodzy doszli do wniosku, że móżdżek karchadontozaura był zaledwie wielkości banana (owocu, który nie wyewoluował jeszcze za życie i świetności giganotozaurów).

Giganotozaur

Giganotozaur Vs. tyranozaur. Kto by zwyciężył ?

Przechodząc do rozważań dotyczących walk mięsożernych dinozaurów, zastanowić się warto czy w istocie pojedynki takie mogły mieć miejsce. W tym miejscu zawieść należy wszelkie oczekiwania. Giganotozaur zniknął z tego świata na jakieś 30 mln lat, zanim pojawił się tyranozaur. Do zawodów wagi ciężkiej dojść niestety nie mogło. Dlatego dywagacje na temat zwycięzcy zostawić należy w sferze wyobrażeń i spekulacji.
Jeśli miałbym postawić pieniądze, to optowałbym za wygraną południowoamerykańskiego giganta. Powód? Z pewnością rozmiar czaszki. Większa szczęka oznaczała bardziej śmiercionośne ugryzienie. Na pewno znacząca mogłaby okazać się masa. Dorosłe samce giganotozaurów ważyły 10 ton, podczas gdy samice tyranozaurów (większe od samców tego gatunku) osiągały wagę nieco ponad 9 ton. Kolejnym czynnikiem, który wymaga zaznaczenia, jest szybkość. Giganotozaury mogły biec z prędkością 20 km/h. To dużo szybciej niż t-rex, który mógł rozpędzić się zaledwie do 10 km/h. Można się również wdać w rozważania na temat wielkości kończyn górnych, ale tego północnoamerykańskiemu gigantowi po prostu zrobić nie mogę.
Co ma po swojej stronie zatem król kredy i symbol paleontologii ? Sławę i rzeszę fanów.
Porównanie wielkości giganotozaura oraz tyranozaura.

Równie imponująca dieta, co gabaryty. 

Giganotozaur dzielił swoje środowisko ze zwierzęciem znacznie większym od siebie. Argentynoaur, był olbrzymim zauropodem. Zdecydowanie jednym z największych lądowych zwierząt, jakie kiedykolwiek stąpały po ziemi. Dorastał do 37 m długości i ważyć mógł nawet 80 ton. Brakuje bezpośrednich dowodów na fakt zabijania tych kolosów przez omawiane teropody. W starciu z dorosłym zauropodem giganotozaur nie miał żadnych szans. Jego ofiarą mogły padać jedynie osobniki młode, chore lub stare. Z pewnością po takim posiłku karcharodontozaur nie był głodny przez długi czas.

Argentynozaur walczący z drapieżnikami. 


Olbrzymi dinozaur był niekwestionowanym królem Ameryki Południowej w kredzie. Swoimi rozmiarami przewyższa t-rexa i z dużą dozą prawdopodobieństwa mógłby pokonać go w walce o terytorium czy zdobycz. Z jakiegoś powodu nie jest jednak na tyle sławny, żeby zostać bohaterem jednej z nowszych części Parku Jurajskiego. Może posty takie jak ten w końcu przypomną ludziom o jego istnieniu. Tak przerażający potwór zasługuje na odrobinę sławy. Trudniej byłoby również uczynić z niego bohatera memów.

Stay tuned.

Bibliografia:






środa, 28 sierpnia 2019

Platybelodon - najprzystojniejszy wśród słoni.

Ziemię przemierzało kiedyś wiele ciekawych gatunków słoni. To jeden z nich - niekwestionowany przystojniak.

 




Uczta platybelodonów.

Skąd wzięły się słonie?

Wiele jest zwierząt, które największy sukces ewolucyjny osiągnęły jeszcze zanim pojawił się człowiek współczesny. Na przestrzeni poszczególnych okresów ery kenozoicznej mogliśmy oglądać mnóstwo najróżniejszych leniwców, nosorożców czy słoni. Obecnie również możemy zaobserwować je w wielu środowiskach. Jednakże kiedyś ich zróżnicowanie było znacznie większe. Tak było również ze słoniami, których jedynie niewielka część żyje dziś obok nas. Słoń afrykański oraz jego kuzyn, słoń indyjski posiadały wielu krewnych, którzy w miarę upływu lat, zmian klimatycznych czy działalności ludzkiej znikali z powierzchni ziemi.
Aby lepiej zrozumieć pochodzenie łagodnych olbrzymów, należy zauważyć, iż należą one do trąbowców. To rząd dużych, roślinożernych ssaków, których znakiem firmowym jest trąba. Ten charakterystyczny narząd to efekt zrośnięcia się nosa oraz górnej wargi. Jest silnie unerwiony i służy do odbierania bodźców ze środowiska, jak również do zbierania pożywienia, komunikowania się z innymi słoniami czy do przenoszenia wody. Trąbowce pojawiły się w eocenie, epoce trwającej od około 56 do około 34 mln lat temu. Na początku przypominały hipopotamy (choć były od nich znacznie mniejsze) i wiodły podobny do nich tryb życia. Stopniowo zwiększały swe rozmiary. Obecnie słoń afrykański jest największym lądowym ssakiem zamieszkującym Ziemię. Niegdyś byłby jednak słoniem średniej wielkości. Ogromne paleoloxodony były dwukrotnie większe od współczesnych nam trąbowców z Afryki. Przedstawiciele omawianego rzędu przybierali również przedziwne kształty. Deinotherium czy platybelodon w sposób wyraźny nie przypominały współczesnych słoni. 
Wśród krewnych trąbowców znajdują się jednak inne zwierzęta, które nadal zamieszkują Ziemię. Wspomnieć należy, chociażby o sympatycznych syrenach, niepozornych góralkach czy wyglądających jak z powieści fantasy mrównikach. Wszystkie te rzędy zwierząt mają wspólnych przodków ze słoniami. Ewolucja jest doprawdy zadziwiająca. Obecnie nikomu nie przyszłoby nawet do głowy, żeby zrobić test DNA.

Ewolucja trąbowców.

Platybelodon - słoń z Mordoru.

Dlaczego wybrałem platybelodona? Mogłem w końcu wyróżnić innego trąbowca. Mamut jest nieporównywalnie bardziej popularny, deinotherium równie oryginalny i bardziej majestatyczny, zaś paleoloxodon to bezsprzecznie lądowy gigant. Jednak platybelodon zapisał się w mojej pamięci. Mając słabość do potworów, wynaturzeń i wszelkiego rodzaju krwiożerczości, to właśnie najdziwniejszy wśród słoni zadomowił się w mojej pamięci, gdy jako 5-latek niezdarnie przewracałem kartki ilustrowanych książek o wymarłych organizmach. Gwoli ścisłości, nasz bohater słoniem nie jest. Jest to przedstawiciel trąbowców nazywany słoniokształtnym. Na potrzeby tego tekstu będę go jednak wkładał pomiędzy sympatyczne, afrykańskie olbrzymy i określał mianem słonia.
Platybelodon żył w miocenie, od około 15 do 4 mln lat temu. Jego fosylia znaleźć można w Azji, Europie, Ameryce Północnej oraz Afryce. Trzeba przyznać, że był to gatunek wszędobylski i osiągnął niewątpliwy sukces ewolucyjny. Jak na prawdziwego przystojniaka przystało. 

Platybelodon.

Właściciel nietypowego uzębienia.

Zwierzę, do którego szczegółowej analizy zaraz przejdziemy, było słoniokształtym. Gabarytami zawieść nie może. Platybelodon ważył około dwóch ton i miał około 3 metrów długości. Był zatem nieco mniejszy od słonia afrykańskiego. W dalszym ciągu był jedną z najgrubszych ryb w mioceńskim stawie.
Jak większość trąbowców, platybelodon posiadał kły, które nie były jednak tak okazałe, jak te należące do żyjących współcześnie słoni afrykańskich czy indyjskich. Cechą, która jednak przykuwała uwagę o wiele bardziej, była dolna szczęka zwierzęcia, która była nienaturalnie wydłużona. Na jej końcu znajdowały się dwa ciosy, nietypowo spłaszczone i jeszcze bardziej wydłużające i tak podłużną czaszkę. Paleontolog Harry Osborn wysnuł hipotezę jakoby ta specyficzna budowa jamy ustnej, miała być ułatwieniem w pożywianiu się roślinami wodnymi. Obecnie jego pogląd poddaje się pod wątpliwość. Dolne ciosy służyły raczej (według W. D. Lamberta) do wyrywania roślin lądowych z ziemi i ściągania kory z drzew. Taka budowa szczęki nastręczała jednak dalszych wątpliwości. Nikt nie mógł dociec, w jaki sposób rośliny lądowały w żołądku. Mając zamiast warg dwie deski, ciężko byłoby włożyć ścięte rośliny do ust. Trapiący problem musiał znaleźć rozwiązanie. Według paleontologów zwierzę miało albo długi język, albo trąbę. Ta druga opcja wydaje się prawdopodobna, choć przez wiele lat do platybelodona przylgnął przydomek "słonia bez trąby". Złożona z tkanki miękkiej trąba rzadko zachowuje się niestety w zapisie kopalnym. Jednakże z dużą dozą prawdopodobieństwa to ona służyła do zdobywania pokarmu. Czasami warto wnikliwie przeanalizować pewne kwestie, zanim nada się komuś ksywkę.

Szkielet platybelodona. 

Co się stało ze słoniem-szuflą?

Rozmiary platybelodonów raczej wykluczały, by znalazły się na szczycie listy życzeń okolicznych drapieżników. Na współczesnej nam afrykańskiej sawannie nie istnieje drapieżnik, który mógłby zagrozić słoniom. Lew oraz hiena cętkowana preferują mniejszą zdobycz. Wydaje się, iż podobnie mogło być platybelodonem, który nie musiał obawiać się największych drapieżników, z którymi dzielił ekosystem - kreodontów. Była to liczna grupa ssaków drapieżnych, które zajmowały niegdyś nisze ekologiczne kotowatych oraz psowatych. 
Powód wyginięcia platybelodonów wydaje się dość prosty do odgadnięcia. Mioceńskie susze wpłynęły na zmianę środowiska, w którym żył. Zmiana roślinności i niezdolność do zaadaptowania się do nowych warunków położyły kres najdziwniejszym wśród słoni, jakie kiedykolwiek zamieszkiwały naszą planetę. Można spekulować, iż jego unikalne uzębienie nie mogło służyć do pozyskiwania innego rodzaju roślinności. Nie powinno to dziwić. Zmiany klimatyczne towarzyszą nam od powstania Ziemi i doprowadziły do zniknięcia wielu organizmów (np. enetelodontów, o których pisałem tutaj). Szkoda, że najciekawszy i absolutnie najpiękniejszy ze słoników Dumbo bezpowrotnie nas opuścił. 

Stay tuned!


Porównanie wielkości platybelodona oraz dorosłego mężczyzny. 

niedziela, 14 lipca 2019

Pięć potworów, które zmienią Twoje myślenie o żabach.

Płazy to nudna gromada zwierząt. Czy aby na pewno?

Eriops, jeden z największych płazów prehistorii.

Co zawdzięczamy płazom?

Płazy. Gromada kręgowców, które dziś nie otrzymują zbyt wielu ciepłych słów. Żaby, ropuchy i salamandry kojarzą nam się z obślizgłymi, powolnymi i niezbyt inteligentnymi zwierzętami, głównie niewielkich rozmiarów. Twierdzenie to nie jest dalekie od prawdy. W porównaniu z nami są to organizmy prymitywne, a świadczyć o tym może chociażby ich nierozerwalny związek z wodą. Płazy składają w niej jaja i funkcjonują dopóki nie przeistoczą się z formy larwalnej w dorosłe i w pełni ukształtowane zwierzę. Ten ziemnowodny tryb życia daje już nam wskazówkę do tego co tym organizmom zawdzięczamy. Można bowiem z dużą dozą pewności stwierdzić, że przodkowie dzisiejszych żab i traszek byli pierwszymi kręgowcami chodzącymi po lądzie. Wyewoluowały z ryb mięśniopłetwych, opuściły komfortowe zbiorniki wodne, a następnie dały początek wszystkim lądowym kręgowcom, a wiec także ludziom. Niewiele osób zdaje jednak sobie sprawę z faktu, iż gromada tych zwierząt kiedyś zdominowała Ziemię, krewni ropuch osiągali znaczne rozmiary i niejednokrotnie znajdowali się na szczycie łańcucha pokarmowego. Zapraszam na tekst o pięciu niesamowitych płazach, dzięki którym zaczniemy bardziej szanować żaby. Zapraszam!

1. Po co ciągle siedzieć w morzu?

Pewnie wiele osób zdziwi się, że umieszczam na tej liście to zwierzę. Nie wygląda przecież majestatycznie, nie osiąga kolosalnych rozmiarów i z pozoru nie jest w nim nic interesującego. Niesamowitość płaza, do którego omówienia za chwilę przejdziemy polega jednak na czymś zupełnie innym. 
Ichtiostega to bowiem brakujące ogniwo pomiędzy rybami a płazami. Uważana jest za jednego z pierwszych lądowych kręgowców, a podbój lądu rozpoczęła już w erze paleozoicznej. Żyła w późnym dewonie, około 365-360 mln lat temu. Jej skamieniałości odnaleziono na terenie dzisiejszej Grenlandii. Płaz ten mierzył około 1,2 m długości. Nie dla ichtiostegi był niestety taniec towarzyski czy bieg przez płotki, a w zasadzie nawet i płynny chód. Poruszała się ona jak współczesne lwy morskie, miała bardziej rozwinięte kończyny przednie, dzięki którym potrafiła ciągnąć swe ciało po podłożu podczas gdy kończyny tylnie właściwie nie pracowały. Warto również zwrócić uwagę, iż dorosła ichtiostega posiadała już płuca, a nie skrzela. Lądowa eskapada tego zwierzęcia to zdecydowanie jeden z najbardziej przełomowych momentów w historii życia na Ziemi. Aż trudno uwierzyć, że główną rolę w tym spektaklu gra hybryda kumaka i płotki.

Ichtiostega zaczyna eksplorować ląd.

2. Płaz bumerang

Jeśli bumerang kojarzy się Wam jedynie z bronią stosowaną przez Aborygenów, która zawsze wracała do rąk rzucającego to nie należy się temu dziwić. Niektórym z Was może przypomnieć się popularny na YouTube skecz z Erikiem Hartmanem (jeśli ktoś nie zna to odsyłam tam wszystkich amatorów czarnego humoru). Paleontologom jednak zapewne bumerang kojarzy się z milutkim mieszkańcem permskich sadzawek - Diplocaulusem.
Diplocaulus był dumnym przedstawicielem lepospondyli, czyli czyli jednej z grup płazów. Żył w Permie (około 350-255 mln lat temu) i jego skamieniałości odnajdywano na terenie dzisiejszego Maroka. To co niezwykłego jest w tym niewielkim, bo dorastającym raptem do 1 metra płazie? Przedziwny kształt jego głowy przypominający bumerang. Na pierwszy rzut oka zwierzę wygląda jakby zaprojektowała jej jakaś wyższa inteligencja. Aparycją przypomina zaawansowaną pod względem technicznym łódź podwodną, podobną do tej, którą ukazano w pierwszym epizodzie Gwiezdnych Wojen. Pewnym jest, że matka natura nie przewiduje takich wynalazków bez przyczyny. Naukowcy wciąż spierają się co do zastosowania te dziwacznej struktury. Najprostszą i również z reguły się sprawdzającą hipotezą stanowi przeznaczenie godowe. Posiadacz bardziej bumerangowego łba mógł być bardziej atrakcyjny dla samic. Inny pogląd głosi, że posiadacza takiej głowy trudniej byłoby pożreć drapieżnikom (większym płazom i rybom połykającym ofiary w całości). Funkcjonuje również pomysł, iż zwierzę unosiło się na powierzchni, a dziwnie ukształtowana makówka służyła jako ster. Płaz przypominałby wówczas łódź. Ja osobiście skłaniam się ku pierwszemu rozwiązaniu. To musiały być panienki.
Ostatnimi czasy pojawiły się spekulacje, że diplocaulus wcale nie wymarł. Jeden mężczyzna upublicznił w internecie fotografię zwierzęcia podobnego do diplocaulusa w wiadrze. Zdjęcie szybko zidentyfikowano jako nieprawdziwe. Płaz był jedynie modelem. Biedni kryptozoolodzy, nikt nie docenia ich pracy.

Diplocaulus, czyli płaz-bumerang.

3. Żaba-diabeł, serio. 

Przenosimy się do późnej kredy. Świat za chwilę ma zostać zrównany z ziemią przez uderzenie meteorytu (ewentualnie biblijny potop lub atak kosmitów). Mowa o okresie kiedy należy spieszyć się kochać dinozaury, które tak szybko mogą odejść. Prehistoryczne gady osiągały oczywiście pokaźne rozmiary, ale gdy były jeszcze malutkie to czaił się na nich przerażający wróg - Beelzebufo a.k.a. żaba-diabeł. 
Nasz bohater żył 67 mln lat temu i prowadził głównie lądowy tryb życia. Jego skamieniałości odnajdywano na terenie dzisiejszego Madagaskaru i należy cieszyć się, że nie dożył dnia dzisiejszego bo z pewnością spędzałby wolny czas na konsumpcji małych lemurów. Był największym płazem bezogonowym i mógł osiągać nawet do 40 cm długości. Miał ostre zęby i bardzo szybko i silnie zaciskał szczęki, co ostatecznie przesądza o diecie składającej się z niewielkich kręgowców. Na jego nieszczęście przytrafiła się globalna katastrofa, ewentualnie Noe nie zabrał go na barkę. 

Beelzebufo połyka małego dinozaura.


4. Ostatni Mohikanin

Kres dominacji wielkich płazów przypadł na epokę triasu. Konkurencja ze strony zajmujących tę samą niszę ekologiczną krokodyli okazała się wówczas zbyt duża. Wielkie płazy jak np. temnospondyle praktycznie przestały istnieć. Udało im się przeżyć wyłącznie na jednym z kontynentów. Mowa oczywiście o zawsze odróżniającej się od reszty Australii. Wspominanie jednak o niej w kontekście kontynentu jest nieco nieprawidłowe bo zwyczajnie nim wówczas nie była. Ziemie, które dziś zamieszkują kangury niegdyś były częścią superkontynentu Gondwany i znajdowały się niedaleko bieguna południowego. Był to teren nieprzyjazny dla ówcześnie żyjących organizmów, które preferowały klimat ciepły. Jednymi z tych zwierząt były krokodyle. Dlatego też właśnie tam utrzymała się populacja wielkich płazów, których najbardziej imponującym przedstawicielem okazał się kulazuch.
Kulazuch żył w środkowej kredzie, około 110-106 mln lat temu. Dorastał do 5 m długości i ważyć mógł nawet pół tony. Zachowywał się i polował jak dzisiejszy krokodyl. Czekał przyczajony w płytkiej wodzie aż niczego nieświadome zwierzę podejdzie do wodopoju i wciągał ją w odmęty. Jego ofiarą padały głównie średniej wielkości dinozaury. Ale jak taki zmiennocieplny organizm mógł przeżyć w tak niskich temperaturach? Żaden z obecnie żyjących płazów nie mógłby przetrwać na biegunie południowym. Paleontolodzy podejrzewają, że ten drapieżnik posiadał zdolność hibernacji, dzięki której mógł przeczekać najzimniejsze okresy. Niestety, klimat zaczął się ocieplać i przybycie krokodyli położyło kres ostatniemu bastionowi dużych płazów na Ziemi.

Rozmiary kulazucha. 

5. Tyranozaur wśród płazów. 

Rozmiary prionozucha.
Omówiłem już lądowego protoplastę, zwierzę przypominające broń, żabę z piekła i mistrza surwiwalu. Żadne z tych zwierząt nie jest jednak szczytowym drapieżnikiem swoich czasów. W gromadzie płazów udało mi się jednak odszukać potwora, który z powodzeniem był tyranozaurem (ewentualnie szczupakiem) swoich czasów. Przed Państwem prawdziwy tytan - prionozuch. 
Prionozuch zamieszkiwał Brazylię w środkowym permie, a więc między 299 a 272 mln lat temu. Był z powodzeniem jednym z największych drapieżników swych czasów. Rozmiarami górował nad innymi płazami i zapewne nie miał żadnych wrogów. Osiągał nawet 9 m długości i mógł ważyć 2 t (sporo jak na kogoś żabopodobnego). Z wyglądu przypominał dzisiejsze gawiale, miał wąski pysk wyposażony w rzędy ostrych zębów. Służyły one do chwytania ryb i innych płazów. Istnieją hipotezy, które mówią, że mógł polować jak dzisiejszy krokodyl nilowy i zaczajać się na ofiary przy brzegu jednak nie są one potwierdzone przez żadne naukowe źródła. Biorąc pod uwagę imponującą i bardzo ciekawą faunę permu pozostaje mieć niedosyt, że t-rex tej epoki stronił od wychodzenia na ląd. Mógłby tam namieszać jeszcze bardziej.

Polujący prionozuch.
Mam nadzieję, że wspomniana piątka zwierząt ostatecznie zmieniła Wasze postrzeganie płazów. Co prawda dzisiejsze traszki, salamandry, ropuchy i żaby nie budzą szczególnej ekscytacji ale warto pamiętać, że niegdyś przeżywały swój absolutny rozkwit. Osiągały niesamowite rozmiary, przybierały przeróżne kształty i praktykowały rozmaite zachowania. Zalecam pamiętać o dziewięciometrowym prionozuchu gdy spogląda się z pogardą na żabę. 

Stay tuned!

Bibliografia:






















poniedziałek, 8 lipca 2019

Entelodont - taka świnia z przeszłości

Czy można być zjedzonym przez świnię? A jakże!

Świnia-terminator.

Kim były entelodonty i dlaczego to dobrze, że nie mieliśmy okazji się z nimi spotkać?

Pierwszy rzut oka na któregokolwiek z członków rodziny Entelodontiae i wnioski nasuwają się same. Przed naszymi oczami stoi olbrzymia, monstrualna i przerażająca świnia. Ewolucja jednak lubi wprowadzać w błąd pobieżnie spoglądających na jej produkty. Czy potoczne miano "piekielne świnie", które nadali eneteldontom ludzie rzeczywiście znajduje odzwierciedlenie w rzeczywistości? Większość naukowców jest zdania, że entelodonty świniami nie były. Spokrewnienia upatrują w hipopotamach i waleniach. Czy tak majestatyczne stworzenia mogły być rodziną z ociężałymi hipopotamami i opływowymi waleniami bardziej niż ze świniami, które de facto wyglądają jak ich miniaturki? Wytłumaczenia doszukiwać się należy w terminie "ewolucja konwergentna". Ale jakie jest znaczenie tego skomplikowanego słowa? Otóż, najprościej ujmując chodzi o wykształcenie podobnych cech zachowania czy anatomii u kilku różnych grup organizmów, które przystosowują je do określonego trybu życia lub warunków środowiska. Nierzadko konwergencja wystąpić może u zwierząt, które żyją w dwóch oddalonych od siebie miejscach na Ziemi i nigdy nie będą miały okazji się spotkać. Najlepszym na to przykładem wydają się podobne cechy budowy ciała delfinów i wymarłych ichtiozaurów, czyli przedstawicieli gromad ssaków i gadów, które w identyczny sposób przystosowały się do życia w wodzie. Ich anatomia wysyła obserwatorom jasny przekaż: szybko pływam, poluję na mniejsze organizmy wodne i nie wychodzę na ląd. Paleontolodzy są zdania, iż spoglądając na entelodonty i świnie mamy przed sobą właśnie przykład konwergencji. Śmiało można stwierdzić, że skala wszystkożerności i chrumkania jest jednak z goła inna. Zapraszam na bliższe spotkanie z entelodontami, w szczególności z najbardziej potwornym z nich - daeodonem!




Delfiny i ichriozaury - przykład konwergencji.


Czy mogliśmy napotkać świnię-terminatora?

Entelodonty spotkać mogliśmy w Azji, Europie oraz Ameryce Północnej. Istnieją teorie, że te zwierzęta pojawiły się na początku właśnie w Eurazji i przeszły na kontynent amerykański poprzez most lądowy, które niegdyś łączył oba kontynenty. Pierwsze entelodonty, które były małymi stworzeniami pojawiły się w epoce eocenu (37,2 mln lat temu), zaś ostatnie, olbrzymie formy zniknęły z powierzchni ziemi we wczesnym miocenie (15,97 mln lat temu). Czy wesoły, owłosiony i ubrany jak do rajskiego ogrodu homo sapiens mógł zostać spontanicznie zaatakowany i zjedzony przez któregoś ssaka z rodziny piekielnych świń? Z przykrością muszę poinformować, że nie. Jedni z naszych najwcześniejszych krewnych, australopiteki żyły od 4,1 do 1 mln lat temu, a zatem żadna ze świń terminatorów nie mogła ich pożreć. Szkoda, zmarnowany potencjał w historii naszej planety.

Entelodont atakuje niedźwiedziopsa.

Czym różniły się od złego dzika?

Już wcześniej wyjaśniłem, że entelodonty nie do końca muszą być ze świniami spokrewnione. Ustaliłem również, że w sumie to i tak je przypominają. Co zatem odróżniało te monstra od poczciwego polskiego dzika? Miały bardziej umięśnione ciała. W szczególności wszelkie mięśnie służące do utrzymania w pionie ogromnego pyska mogły robić wrażenie. Zwierzę było górą chodzącą na... raciczkach. Typowy przykład olewania dnia nóg na siłowni. Warto zwrócić uwagę, iż najbardziej przerazić mógł jednak ich pysk. Wielkie głowy nie były zakończone ryjem i wystającymi kłami, a standardowym zestawem dość imponującego uzębienia. Po obu stronach głowy widoczne były kostne wyrostki, większe u samców, a mniejsze u samic. Sugeruje to ich rolę w procesie rozrodczym. Posiadacz bardziej kanciastych polików miał zatem ułatwione poszukiwanie wybranki swego serca. Paleontolodzy spekulują również, że wyrostki mogły służyć jako umocowania bardzo silnych mięśni, które służyły do zamykania potężnych szczęk. Należy zauważyć, że przede wszystkim nasze potwory były pokaźnych rozmiarów. Największy przedstawiciel, Daodon miał 3,6 m długości, 2,1 m wysokości i ważyć mógł nawet do 1000 kg.
To czego świniom zazdrościć mogą nawet psy i koty to ich intelekt. Czy entelodonty były równie mądre? Akurat w tym miejscu podobieństwa się kończą. Co prawda, nigdy nie zachował się mózg zwierzęcia, ale oszacować można, iż był raczej niewielki w porównaniu do reszty ciała. Bardziej masa niż krzyżówki. 
Porównanie wielkości Daeodona i człowieka.

A co entelodontom smakowało najbardziej?


Wszystko. Uzębienie nie było typowe ani dla wegetarian, ani dla mięsożerców. Ślady ugryzień na kościach prymitywnych wielbłądów, nosorożców oraz chalikoteriów (wymarłe ssaki przypominające hybrydę goryla i konia) sugerują, iż zwierzęta te po śmierci mogły wylądować w żołądkach entelodontów. Najbardziej popularna teoria mówi, iż świnie terminatory były wszystkożercami, ale dominującym elementem ich diety były jednak pokarmy roślinne. Mięsem uzupełniały jedynie swoje żywienie. Pozostaje zatem pytanie czy mogły polować, czy raczej posilały się padliną? Bardzo solidnym argumentem za pożywianiem się zwłokami jest fakt, iż były to zwierzęta kopytne. W odróżnieniu od kotów, psów czy hien nie mogły zatem przytrzymać zaatakowanej ofiary. Pomimo posiadania imponujących rozmiarów szczęki, raczej wątpliwe jest by daodon potrafił jednym ugryzieniem zabić ofiarę. Tak jak dzisiejsze dziki, entelodonty nie grymasiły przy jedzeniu i wolały bardziej to co znalazło się na ich drodze, aniżeli to co biegało wokół nich. 

Daeodony próbują odebrać zdobycz hyeonodontom.

Jakim cudem terminatory wyginęły?

Poszukując powodu wymarcia entelodontów, zwrócić należy przede wszystkim uwagę na zmiany klimatu, które miały miejsce na przełomie oligocenu i miocenu. Klimat się ochłodził, a otoczenie zaczęło się przeistaczać. Zamiast lasów zaczęły pojawiać się połacie terenów trawiastych. Wiele zwierząt, jak np. konie, szybko przestawiły się na spożywanie trawy. Sprawa wyglądać mogła inaczej u entelodontów, które do końca pożywiały się roślinami innego rodzaju, których systematycznie zaczynało brakować. Olbrzymi daeodon był jednak wszystkożerny. Dlaczego zatem ciężej było mu znaleźć padlinę? Wydaje się, iż tutaj entelodonty zaczęły mieć konkurencję. Pojawiły się Niedźwiedziopsy, które były o wiele bardziej inteligentne i nie dawały sobie tak łatwo odbierać padliny jak funkcjonujące wespół z piekielnymi świniami kreodonty (pokaźnych rozmiarów drapieżniki przypominające nieco hybrydę wilka i hieny). Móżdżki entelodontów zwyczajnie nie urosły dość duże aby zmierzyć się ze zmianami w otaczającej je rzeczywistości. Zależność tego typu powtórzyła się w histori Ziemii wiele razy. I zapewnie wiele razy jeszcze się pojawi. 

Daeodon

Stay tuned!



wtorek, 25 czerwca 2019

Smutna historia "pięknej" syreny

Najgroźniejszym ze zwierząt jest człowiek.

Niewiele jest równie smutnych i emocjonujących tematów jak szkody, które wyrządza gatunek ludzki w środowisku. Już od samego momentu pojawienia się człowieka na Ziemi stał się on zagrożeniem dla reszty zamieszkujących naszą planetę organizmów. Mało jest zresztą istot, które osiągnęły tak duży sukces populacyjny. Człowiek zasiedlił niemalże całą planetę, przystosował się do wszelkich warunków i wciąż rozmnaża się z zatrważającą prędkością. Wszystko odbywa się niestety kosztem rodzimej fauny i flory. W historii możemy wskazać wiele przypadków destrukcyjnego wpływu człowieka na środowisko naturalne. Gdyby nie działalność ludzi to dalej moglibyśmy podziwiać bujne śródziemnomorskie lasy, pływać w Jeziorze Aralskim, spotkać ptaki dodo, a także z dużą dozą prawdopodobieństwa obserwować na Syberii mamuty. Dziś opowiem przygnębiającą historię pięknego zwierzęcia, które przegrało walkę z człowiekiem bardzo szybkim nokautem. Zapraszam.

Syrena morska, zwana krową morską i spotkanie z ludźmi.

Syreny naprawdę istnieją!

Prawdopodobnie każdy bez chwili zastanowienia włożyłby legendy o syrenach między żeglarskie bajania. Hybryda pięknej dziewczyny i ryby wydaje się czymś absolutnie mitycznym i nie miałaby prawa istnieć. Opowieści o tych istotach zapewne zrodziły się z nudy jaka ogarniała żeglarzy od momentu kiedy zaczęli przemierzać oceany. Jednakże wydaje się, iż nie możemy jednoznacznie stwierdzić, że syreny nie istnieją. Otóż każdy z nas może spotkać kiedyś syrenę. 
Syreny (brzegowce) to rząd wodnych ssaków. Wśród owego rzędu wyróżnić można manaty i diugonie. Syreny to wegetarianie, a zamiast soczystego falafela wybierają morską trawę (dziwny wybór). Mają krótkie kończyny przednie, masywne tułowia i ogon zakończony płetwą. Oddychają oczywiście za pomocą płuc, więc często muszą wynurzać się na powierzchnię wody by zaczerpnąć powietrza. Manaty, wśród których wyróżnić możemy trzy gatunki, zamieszkują Karaiby, rzeki Ameryki Południowej oraz Afryki. Diugonie (jeden gatunek) spotkać możemy w basenie Oceanu Indyjskiego. Fascynująca jest również ich ewolucja. Syreny mają wspólnego przodka ze słoniami! Może nawet stąd wywodzi się ich ospały i powolny temperament. Droga ewolucyjna, którą poszły syreny jest zatem dość ciekawa. Zagadką pozostaje dlaczego wybrały rolę morskich kosiarek, zamiast najbardziej majestatycznych stworzeń lądowych na ziemi (nie oceniam). Jednakże, kiedyś żyła jeszcze jedna syrena. Znacznie większe od jakiegokolwiek brzegowca, na którego możemy się natknąć obecnie. Jej historia jest jednak dużo smutniejsza.

Manat z młodym.

Gdyby hipopotam i krowa mieli wspólne dziecko.


Syrena morska, zwana również krową morską Stellera (Hydrodamalis gigas) należała do rodziny diugoniowatych. Była jednym z największych ssaków morskich, mierzyła do 8-9 metrów i mogła osiągnąć wagę nawet 8-10 ton. Olbrzymi pływający buldożer, wyspecjalizowany w konsumpcji ogromnych ilości morskich roślin. Jeśli ktokolwiek będzie próbował wmówić Wam, że dieta wegańska nie prowadzi do budowy masy, to warto wówczas przywołać przykład bohaterki tego posta. Od innych brzegowców odróżniał ją brak uzębienia. Jej jama ustna pokryta była białymi włosami, które służyły do rozcierania pokarmu. Na podniebieniu i żuchwie znajdowały się dwie keratynowe płyty, które służyły do przeżuwania smakowitych wodorostów. Syrena morska była wprost stworzona do... jedzenia. Jej żołądek miał 1,8 metra, a przewód pokarmowy osiągał długość 151 metrów, czyli de facto dwudziestokrotnie więcej niż wynosiła długość ciała samego zwierzęcia. Zwierzę pojawiło się w plejstocenie i swym zasięgiem obejmowało Japonię, Kamczatkę i Alaskę. Preferowało zatem zimne, lecz płytkie wody z piaszczystym dniem i ujścia rzek do mórz. Z czasem, populacje zaczęły jednak się kurczyć i ograniczyły się tylko do Wysp Komandorskich (dzisiejsza Rosja). Sytuacji nie poprawiło pojawienie się w tym rejonie człowieka...

Wielkość syreny morskiej oraz innych brzegowców.

Steller i przyjaciele

Marzec 1741 roku, już naprawdę niewiele regionów Ziemi pozostało nieodkrytych. Ograniczenie ilości nieznanych lądów nie szło w parze ze zmniejszoną ciekawością ludzi. Po odkryciu Ameryki Południowej czy wybrzeży Afryki zaczęto zapuszczać się w północne, chłodniejsze rejony. Z takiego założenia wyszedł Georg Wilhelm Steller, który w omawianym czasie dotarł do Wysp Komandorskich. Nasz jegomość był bawarskim zoologiem oraz botanikiem, który wraz z duńskim kapitanem Vitusem Jonassen Beringiem wyruszył na wyprawę w nieznane i odkrył bardzo dziwne zwierzę - krowę morską. Mimo, że Steller z wyprawy przywiózł zaledwie jedno żebro, które chciał przekazać na cele naukowe, to niestety inni ludzie zapragnęli bliżej zapoznać się z nowo odkrytym ssakiem. Europejczycy przybyli licznie aby pozyskać krowę morską dla jej futra, tłuszczu oraz mięsa. W 1768 roku, zaledwie 27 lat odkryciu nielicznej populacji, na Ziemi nie pozostała już ani jedna syrena morska. Człowiekowi udało się wytępić to zwierzę z powodu nieumiejętności krów do zanurzania się i płoszenia tych zwierząt w kierunku brzegu, gdzie bezlitośnie je zabijano. Olbrzymi morski buldożer przestał istnieć. 

Syrena morska i człowiek. Rozmiary.

  • Syreny morskie zostały wybite w zatrważającym tempie. Obok ptaków dodo, moa czy lisów falklandzkich to jeden z najaktualniejszych przypadków wytępienia określonego gatunku przez człowieka. Ale czy rzeczywiście w tym przypadku wina leży wyłącznie po stronie ludzi? Populacja tych ssaków systematycznie malała od wielu lat. Można zatem przypuszczać, że działalność człowieka jedynie przyspieszyła proces wymierania tych zwierząt. Pozostaje jedynie ubolewać nad faktem, że zostały one odkryte tak wcześnie. Z dużą pewnością stwierdzić można, że obecnie ludzie uratowaliby populację stojącą na krawędzi zaniku zamiast ją niszczyć.


Stay tuned.

Bibliografia:

https://www.britannica.com/animal/sea-cow

https://www.britannica.com/biography/Georg-W-Steller#ref1105073

https://a-z-animals.com/animals/stellers-sea-cow/

https://en.wikipedia.org/wiki/Steller%27s_sea_cow#Extinction

https://pl.wikipedia.org/wiki/Brzegowce






niedziela, 9 czerwca 2019

Velocikłamstwo, czyli mity o najsłynniejszym z "raptorów".

Velociraptor, jaki był naprawdę?

Nie da się ukryć, że obraz dinozaurów, który istnieje w naszych głowach w dużej mierze opiera się na filmach z serii "Park Jurajski". Podobnie jak większość dzieciaków urodzonych na początku lat dziewięćdziesiątych byłem olbrzymim fanem tych filmów (w sumie dalej jestem). Do tej pory gdy myślę o którymś z występujących w nich gatunków to przed moimi oczami od razu stają ich wersje stworzone przez Stevena Spielberga. Jednakże, naszej uwadze nie może umknąć fakt, iż  wiedza o dinozaurach i innych wymarłych organizmach stale się poszerza. Obraz prehistorycznych gadów z pierwszej części cyklu, wyprodukowanej w 1993 r. był sporządzony według aktualnej na ten rok wiedzy paleontologicznej. Dodać również trzeba, że wiele cech, które przypisano gadzim aktorom było dodanych na potrzebę uczynienia ich bardziej interesującymi. Welociraptor, który obok tyranozaura i spinozaura jest największym wrogiem ludzi trafiających do Parku Jurajskiego był w rzeczywistości niepodobny do zwierzęcia, które żyło na naszej planecie. Zapraszam na analizę mitów związanych z tym mezozoicznym łowcą. Nie był to taki przystojniak, jakim go uczyniono na ekranie.

Para welociraptorów

A może Park Kredowy? 

Jak wszystkie dinozaury, welociraptory pochodzą z ery mezozoicznej. To środkowa wielka era w dziejach naszej planety, która trwała od 251,9 do 66 mln lat temu, a więc 186 mln lat. Składają się na nią trzy okresy geologiczne: trias, jura oraz kreda. Panowanie nad Ziemią w tym czasie bezsprzecznie przejęły dinozaury. Wówczas, na terenie Chin i Mongolii żył welociraptor. Tylko, że okres funkcjonowania tego gatunku przypada na późną kredę. Co robił w Parku Jurajskim? "Park Kredowy" gorzej brzmi, no nie? Nazewnictwo będące pobudką zmian poczynionych w rzeczywistym obrazie dinozaurów pojawi się raz jeszcze później. 

Welociraptorom z pewnościa nie można odebrać groźnego wyglądu.

Napoleon też był niski...

Welociraptory, które występują w Parku Jurajskim rozmiarami przewyższają ludzi. Mają około 2 m wzrostu, wielkie czaszki i znacznie bardziej śmiercionośne pazury. W trzeciej odsłonie filmu welociraptor skręca z łatwością kark człowiekowi jednym kłapnięciem szczęki. Czy rzeczywiście spotkanie z tym zwierzęciem byłoby dla nas równoznaczne z koniecznością zmówienia ostatniego pacierza? Na szczęście nie. Niczym niektórzy mężczyźni na Tinderze, welociraptor dodał sobie trochę cm wzrostu. Prawdziwy gad rozmiarami dorównywał... wyrośniętym indykom. Ileż rozgłosu zyskałoby święto dziękczynienia gdyby daniem głównym był kwiożerczy jaszczur. Jedno jest pewne, wszyscy by się najedli w podobnym stopniu. Niektórych zapewne zdziwi geneza tej radykalnej zmiany. Przecież materiał kopalny mógł z powodzeniem potwierdzić, iż w rzeczywistości mamy do czynienia z przerośniętym kurczakiem. Dlaczego nasz bohater został tak bardzo powiększony? Otóż filmowa wersja dinozaura była wzorowana na kuzynie, deinonychu, który rozmiarami dorównywał kreacji z uniwersum JP. Nie prościej było zwyczajnie oddać deinonychom ich należne miejsce jako  jednym z najbardziej krwiożerczych spośród dromeozaurów (rodzina, do której należał welociraptor i deinonych)? Otóż nie. Powód? "Welociraptor" brzmi chwytliwiej.

Welociraptor i Deinonych de facto zamieniły się rolami w filmach o Parku Jurajskim.

Clever girl?

Filmowa kreacja welociraptora przedstawia go jako zwierzę niebywale inteligentne. Potrafią one znajdować wyjście z potrzasku, działać zespołowo, są zdolne do forteli, którymi przechytrzają ludzi, jak również możliwe jest ich oswajanie i trenowanie. Nikt nie zdziwiłby się gdyby okazało się, że w następnych częściach welociraptory zaczały czytać książki i uchwalać konstytucję w drodze sformalizowanej procedury. Jak zapewne się domyślacie, oczywiście nie były tak lotne. Faktem jest, iż welociraptory i inne dromeozaury miały duży mózg w porównaniu z innymi dinozaurami. Jednakże, mezozoiczne gady rekinami intelektu nie były. Dorosły welociraptor był prawdopodobnie głupszy od małego kotka, a jego inteligencja zbliżona była do tej, którą posiadają emu (według mnie ścisła czołówka jeśli chodzi o nieskalane myśleniem facjaty w świecie fauny). W dalszym ciągu był to jednak jeden z najmądrzejszych mieszkańców Ziemi w kredzie. Inteligencją przewyższał go troodon, którego współczynnik encefalizacji (stosunek masy mózgu do masy ciała) wynosił 6,5. To solidny wynik. Bohater tego posta miał współczynik EQ równy 5, zaś człowiek ma równy 7. Jeśli zatem spodziewaliście się, że wymieranie kredowe zastopowało ewolucję inteligentnych gadów, które wkrótce zaczęłyby iść ścieżką ewolucyjną podobną do naszej to muszę was zawieść. Welociraptor kostki rubika nie ułoży.

Pod względem intelektu welociraptora przewyższał jedynie troodon.

Czy aby na pewno welociraptor był nagi?

Dla wszystkich wielbicieli dinozaurów ciosem okazała się informacja, w której posiadanie weszliśmy po wielu latach od premiery pierwszej części filmu Park Jurajski. Niektóre z mezozoicznych gadów miały pióra. W tej grupie znalazł się również welociraptor. Podobieństwo naszego bohatera do ptaków jest zresztą znamienne. Kości nadgarstka dromeozaurów były podobne do ptasich skrzydeł. Welociraptor, tyranozaur, spinozaur, gołąb, pingwin i papuga należą do tego samego podrzędu zwanego teropodami. Nie ma zatem wątpliwości, iż omawiany przez nas gad więcej wspólnego miał ze skrzydlatymi kuzynami, niż chociażby z triceratopsami. Upierzenie wskazuje również na jedną, bardzo ważną cechę. Otóż welociraptory mogły z dużą dozą prawdopodobieństwa być stałocieplne. Tłumaczyłoby to duży sukces dromeozaurów podczas późnej kredy. Kres dziecięcym wyobrażeniom o łuskowatym zabójcy położyły wydarzenia roku 2007. Wówczas odnaleziono w Mongolii skamieniałość przedstawiającą upierzoną kończynę przednią welociraptora. Czy mógł on wyglądać jak krwiożerczy paw, bażant lub wrona? Mógł. Uczcijmy ten fakt minutą ciszy. 

Welociraptor był upierzony i blisko spokrewniony z dzisiejszymi ptakami.

A co jest prawdą ? 

Welociraptor był mięsożerny. Najprawdopodobniej jego ofiarą padały owady, niewielkie płazy, dinozaury czy ssaki. Polował też na większe zwierzęta takie jak protoceratops. Pojedynek tych dwóch dinozaurów został zachowany w postaci kopalnej jako jedna z najbardziej znanych skamieniałości. Oba gady toczyły ze sobą zażarty bój, który tak je pochłonął, że nie zdążyły zbiec przed zasypaniem przez piach. 
Nie ma obecnie dowodów, że welociraptor polował stadnie, jednakże tej hipotezy nie można całkowicie wykluczyć. Mniejsze drapieżniki, jak np. psowate często polują w grupie. Mogło się to zatem również tyczyć dromezaurów takich jak welociraptor. 
Warto również dodać, że olbrzymi pazur, który jest charakterystyczny dla wszystkich dromeozaurów był w istocie największą bronią tego dinozaura. Ci, którzy mieli okazję obejrzeć trzecią część z serii o Parku Jurajskim pamiętają zapewne scenę, w której hakowata broń wbijała się w plecy mężczyzny. Niewątpliwie bolesny, jednakże wyjątkowo prawdziwy moment (a jest to niezbyt częste w przypadku spielbergowskiej kreacji naszego gada).
Pojedynek welociraptora z protoceratopsem uwieczniony w jednej z najsławniejszych skaminiałości.


Welociraptor to zapewne jedno z najbardziej rozpoznawanych zwierząt prehistorycznego świata. Ową rozpoznawalność zawdzięcza oczywiście serii filmów Steven Spielberga o Parku Jurajskim. Mimo, iż przedstawiony tam został w sposób w większości fałszywy to nie da się ukryć, że diametralnie go uatrakcyjniono. Gdyby krwiożerczy indyk żył, zapewne cieszyłby się z tak schlebiającej kreacji.