niedziela, 14 lipca 2019

Pięć potworów, które zmienią Twoje myślenie o żabach.

Płazy to nudna gromada zwierząt. Czy aby na pewno?

Eriops, jeden z największych płazów prehistorii.

Co zawdzięczamy płazom?

Płazy. Gromada kręgowców, które dziś nie otrzymują zbyt wielu ciepłych słów. Żaby, ropuchy i salamandry kojarzą nam się z obślizgłymi, powolnymi i niezbyt inteligentnymi zwierzętami, głównie niewielkich rozmiarów. Twierdzenie to nie jest dalekie od prawdy. W porównaniu z nami są to organizmy prymitywne, a świadczyć o tym może chociażby ich nierozerwalny związek z wodą. Płazy składają w niej jaja i funkcjonują dopóki nie przeistoczą się z formy larwalnej w dorosłe i w pełni ukształtowane zwierzę. Ten ziemnowodny tryb życia daje już nam wskazówkę do tego co tym organizmom zawdzięczamy. Można bowiem z dużą dozą pewności stwierdzić, że przodkowie dzisiejszych żab i traszek byli pierwszymi kręgowcami chodzącymi po lądzie. Wyewoluowały z ryb mięśniopłetwych, opuściły komfortowe zbiorniki wodne, a następnie dały początek wszystkim lądowym kręgowcom, a wiec także ludziom. Niewiele osób zdaje jednak sobie sprawę z faktu, iż gromada tych zwierząt kiedyś zdominowała Ziemię, krewni ropuch osiągali znaczne rozmiary i niejednokrotnie znajdowali się na szczycie łańcucha pokarmowego. Zapraszam na tekst o pięciu niesamowitych płazach, dzięki którym zaczniemy bardziej szanować żaby. Zapraszam!

1. Po co ciągle siedzieć w morzu?

Pewnie wiele osób zdziwi się, że umieszczam na tej liście to zwierzę. Nie wygląda przecież majestatycznie, nie osiąga kolosalnych rozmiarów i z pozoru nie jest w nim nic interesującego. Niesamowitość płaza, do którego omówienia za chwilę przejdziemy polega jednak na czymś zupełnie innym. 
Ichtiostega to bowiem brakujące ogniwo pomiędzy rybami a płazami. Uważana jest za jednego z pierwszych lądowych kręgowców, a podbój lądu rozpoczęła już w erze paleozoicznej. Żyła w późnym dewonie, około 365-360 mln lat temu. Jej skamieniałości odnaleziono na terenie dzisiejszej Grenlandii. Płaz ten mierzył około 1,2 m długości. Nie dla ichtiostegi był niestety taniec towarzyski czy bieg przez płotki, a w zasadzie nawet i płynny chód. Poruszała się ona jak współczesne lwy morskie, miała bardziej rozwinięte kończyny przednie, dzięki którym potrafiła ciągnąć swe ciało po podłożu podczas gdy kończyny tylnie właściwie nie pracowały. Warto również zwrócić uwagę, iż dorosła ichtiostega posiadała już płuca, a nie skrzela. Lądowa eskapada tego zwierzęcia to zdecydowanie jeden z najbardziej przełomowych momentów w historii życia na Ziemi. Aż trudno uwierzyć, że główną rolę w tym spektaklu gra hybryda kumaka i płotki.

Ichtiostega zaczyna eksplorować ląd.

2. Płaz bumerang

Jeśli bumerang kojarzy się Wam jedynie z bronią stosowaną przez Aborygenów, która zawsze wracała do rąk rzucającego to nie należy się temu dziwić. Niektórym z Was może przypomnieć się popularny na YouTube skecz z Erikiem Hartmanem (jeśli ktoś nie zna to odsyłam tam wszystkich amatorów czarnego humoru). Paleontologom jednak zapewne bumerang kojarzy się z milutkim mieszkańcem permskich sadzawek - Diplocaulusem.
Diplocaulus był dumnym przedstawicielem lepospondyli, czyli czyli jednej z grup płazów. Żył w Permie (około 350-255 mln lat temu) i jego skamieniałości odnajdywano na terenie dzisiejszego Maroka. To co niezwykłego jest w tym niewielkim, bo dorastającym raptem do 1 metra płazie? Przedziwny kształt jego głowy przypominający bumerang. Na pierwszy rzut oka zwierzę wygląda jakby zaprojektowała jej jakaś wyższa inteligencja. Aparycją przypomina zaawansowaną pod względem technicznym łódź podwodną, podobną do tej, którą ukazano w pierwszym epizodzie Gwiezdnych Wojen. Pewnym jest, że matka natura nie przewiduje takich wynalazków bez przyczyny. Naukowcy wciąż spierają się co do zastosowania te dziwacznej struktury. Najprostszą i również z reguły się sprawdzającą hipotezą stanowi przeznaczenie godowe. Posiadacz bardziej bumerangowego łba mógł być bardziej atrakcyjny dla samic. Inny pogląd głosi, że posiadacza takiej głowy trudniej byłoby pożreć drapieżnikom (większym płazom i rybom połykającym ofiary w całości). Funkcjonuje również pomysł, iż zwierzę unosiło się na powierzchni, a dziwnie ukształtowana makówka służyła jako ster. Płaz przypominałby wówczas łódź. Ja osobiście skłaniam się ku pierwszemu rozwiązaniu. To musiały być panienki.
Ostatnimi czasy pojawiły się spekulacje, że diplocaulus wcale nie wymarł. Jeden mężczyzna upublicznił w internecie fotografię zwierzęcia podobnego do diplocaulusa w wiadrze. Zdjęcie szybko zidentyfikowano jako nieprawdziwe. Płaz był jedynie modelem. Biedni kryptozoolodzy, nikt nie docenia ich pracy.

Diplocaulus, czyli płaz-bumerang.

3. Żaba-diabeł, serio. 

Przenosimy się do późnej kredy. Świat za chwilę ma zostać zrównany z ziemią przez uderzenie meteorytu (ewentualnie biblijny potop lub atak kosmitów). Mowa o okresie kiedy należy spieszyć się kochać dinozaury, które tak szybko mogą odejść. Prehistoryczne gady osiągały oczywiście pokaźne rozmiary, ale gdy były jeszcze malutkie to czaił się na nich przerażający wróg - Beelzebufo a.k.a. żaba-diabeł. 
Nasz bohater żył 67 mln lat temu i prowadził głównie lądowy tryb życia. Jego skamieniałości odnajdywano na terenie dzisiejszego Madagaskaru i należy cieszyć się, że nie dożył dnia dzisiejszego bo z pewnością spędzałby wolny czas na konsumpcji małych lemurów. Był największym płazem bezogonowym i mógł osiągać nawet do 40 cm długości. Miał ostre zęby i bardzo szybko i silnie zaciskał szczęki, co ostatecznie przesądza o diecie składającej się z niewielkich kręgowców. Na jego nieszczęście przytrafiła się globalna katastrofa, ewentualnie Noe nie zabrał go na barkę. 

Beelzebufo połyka małego dinozaura.


4. Ostatni Mohikanin

Kres dominacji wielkich płazów przypadł na epokę triasu. Konkurencja ze strony zajmujących tę samą niszę ekologiczną krokodyli okazała się wówczas zbyt duża. Wielkie płazy jak np. temnospondyle praktycznie przestały istnieć. Udało im się przeżyć wyłącznie na jednym z kontynentów. Mowa oczywiście o zawsze odróżniającej się od reszty Australii. Wspominanie jednak o niej w kontekście kontynentu jest nieco nieprawidłowe bo zwyczajnie nim wówczas nie była. Ziemie, które dziś zamieszkują kangury niegdyś były częścią superkontynentu Gondwany i znajdowały się niedaleko bieguna południowego. Był to teren nieprzyjazny dla ówcześnie żyjących organizmów, które preferowały klimat ciepły. Jednymi z tych zwierząt były krokodyle. Dlatego też właśnie tam utrzymała się populacja wielkich płazów, których najbardziej imponującym przedstawicielem okazał się kulazuch.
Kulazuch żył w środkowej kredzie, około 110-106 mln lat temu. Dorastał do 5 m długości i ważyć mógł nawet pół tony. Zachowywał się i polował jak dzisiejszy krokodyl. Czekał przyczajony w płytkiej wodzie aż niczego nieświadome zwierzę podejdzie do wodopoju i wciągał ją w odmęty. Jego ofiarą padały głównie średniej wielkości dinozaury. Ale jak taki zmiennocieplny organizm mógł przeżyć w tak niskich temperaturach? Żaden z obecnie żyjących płazów nie mógłby przetrwać na biegunie południowym. Paleontolodzy podejrzewają, że ten drapieżnik posiadał zdolność hibernacji, dzięki której mógł przeczekać najzimniejsze okresy. Niestety, klimat zaczął się ocieplać i przybycie krokodyli położyło kres ostatniemu bastionowi dużych płazów na Ziemi.

Rozmiary kulazucha. 

5. Tyranozaur wśród płazów. 

Rozmiary prionozucha.
Omówiłem już lądowego protoplastę, zwierzę przypominające broń, żabę z piekła i mistrza surwiwalu. Żadne z tych zwierząt nie jest jednak szczytowym drapieżnikiem swoich czasów. W gromadzie płazów udało mi się jednak odszukać potwora, który z powodzeniem był tyranozaurem (ewentualnie szczupakiem) swoich czasów. Przed Państwem prawdziwy tytan - prionozuch. 
Prionozuch zamieszkiwał Brazylię w środkowym permie, a więc między 299 a 272 mln lat temu. Był z powodzeniem jednym z największych drapieżników swych czasów. Rozmiarami górował nad innymi płazami i zapewne nie miał żadnych wrogów. Osiągał nawet 9 m długości i mógł ważyć 2 t (sporo jak na kogoś żabopodobnego). Z wyglądu przypominał dzisiejsze gawiale, miał wąski pysk wyposażony w rzędy ostrych zębów. Służyły one do chwytania ryb i innych płazów. Istnieją hipotezy, które mówią, że mógł polować jak dzisiejszy krokodyl nilowy i zaczajać się na ofiary przy brzegu jednak nie są one potwierdzone przez żadne naukowe źródła. Biorąc pod uwagę imponującą i bardzo ciekawą faunę permu pozostaje mieć niedosyt, że t-rex tej epoki stronił od wychodzenia na ląd. Mógłby tam namieszać jeszcze bardziej.

Polujący prionozuch.
Mam nadzieję, że wspomniana piątka zwierząt ostatecznie zmieniła Wasze postrzeganie płazów. Co prawda dzisiejsze traszki, salamandry, ropuchy i żaby nie budzą szczególnej ekscytacji ale warto pamiętać, że niegdyś przeżywały swój absolutny rozkwit. Osiągały niesamowite rozmiary, przybierały przeróżne kształty i praktykowały rozmaite zachowania. Zalecam pamiętać o dziewięciometrowym prionozuchu gdy spogląda się z pogardą na żabę. 

Stay tuned!

Bibliografia:






















poniedziałek, 8 lipca 2019

Entelodont - taka świnia z przeszłości

Czy można być zjedzonym przez świnię? A jakże!

Świnia-terminator.

Kim były entelodonty i dlaczego to dobrze, że nie mieliśmy okazji się z nimi spotkać?

Pierwszy rzut oka na któregokolwiek z członków rodziny Entelodontiae i wnioski nasuwają się same. Przed naszymi oczami stoi olbrzymia, monstrualna i przerażająca świnia. Ewolucja jednak lubi wprowadzać w błąd pobieżnie spoglądających na jej produkty. Czy potoczne miano "piekielne świnie", które nadali eneteldontom ludzie rzeczywiście znajduje odzwierciedlenie w rzeczywistości? Większość naukowców jest zdania, że entelodonty świniami nie były. Spokrewnienia upatrują w hipopotamach i waleniach. Czy tak majestatyczne stworzenia mogły być rodziną z ociężałymi hipopotamami i opływowymi waleniami bardziej niż ze świniami, które de facto wyglądają jak ich miniaturki? Wytłumaczenia doszukiwać się należy w terminie "ewolucja konwergentna". Ale jakie jest znaczenie tego skomplikowanego słowa? Otóż, najprościej ujmując chodzi o wykształcenie podobnych cech zachowania czy anatomii u kilku różnych grup organizmów, które przystosowują je do określonego trybu życia lub warunków środowiska. Nierzadko konwergencja wystąpić może u zwierząt, które żyją w dwóch oddalonych od siebie miejscach na Ziemi i nigdy nie będą miały okazji się spotkać. Najlepszym na to przykładem wydają się podobne cechy budowy ciała delfinów i wymarłych ichtiozaurów, czyli przedstawicieli gromad ssaków i gadów, które w identyczny sposób przystosowały się do życia w wodzie. Ich anatomia wysyła obserwatorom jasny przekaż: szybko pływam, poluję na mniejsze organizmy wodne i nie wychodzę na ląd. Paleontolodzy są zdania, iż spoglądając na entelodonty i świnie mamy przed sobą właśnie przykład konwergencji. Śmiało można stwierdzić, że skala wszystkożerności i chrumkania jest jednak z goła inna. Zapraszam na bliższe spotkanie z entelodontami, w szczególności z najbardziej potwornym z nich - daeodonem!




Delfiny i ichriozaury - przykład konwergencji.


Czy mogliśmy napotkać świnię-terminatora?

Entelodonty spotkać mogliśmy w Azji, Europie oraz Ameryce Północnej. Istnieją teorie, że te zwierzęta pojawiły się na początku właśnie w Eurazji i przeszły na kontynent amerykański poprzez most lądowy, które niegdyś łączył oba kontynenty. Pierwsze entelodonty, które były małymi stworzeniami pojawiły się w epoce eocenu (37,2 mln lat temu), zaś ostatnie, olbrzymie formy zniknęły z powierzchni ziemi we wczesnym miocenie (15,97 mln lat temu). Czy wesoły, owłosiony i ubrany jak do rajskiego ogrodu homo sapiens mógł zostać spontanicznie zaatakowany i zjedzony przez któregoś ssaka z rodziny piekielnych świń? Z przykrością muszę poinformować, że nie. Jedni z naszych najwcześniejszych krewnych, australopiteki żyły od 4,1 do 1 mln lat temu, a zatem żadna ze świń terminatorów nie mogła ich pożreć. Szkoda, zmarnowany potencjał w historii naszej planety.

Entelodont atakuje niedźwiedziopsa.

Czym różniły się od złego dzika?

Już wcześniej wyjaśniłem, że entelodonty nie do końca muszą być ze świniami spokrewnione. Ustaliłem również, że w sumie to i tak je przypominają. Co zatem odróżniało te monstra od poczciwego polskiego dzika? Miały bardziej umięśnione ciała. W szczególności wszelkie mięśnie służące do utrzymania w pionie ogromnego pyska mogły robić wrażenie. Zwierzę było górą chodzącą na... raciczkach. Typowy przykład olewania dnia nóg na siłowni. Warto zwrócić uwagę, iż najbardziej przerazić mógł jednak ich pysk. Wielkie głowy nie były zakończone ryjem i wystającymi kłami, a standardowym zestawem dość imponującego uzębienia. Po obu stronach głowy widoczne były kostne wyrostki, większe u samców, a mniejsze u samic. Sugeruje to ich rolę w procesie rozrodczym. Posiadacz bardziej kanciastych polików miał zatem ułatwione poszukiwanie wybranki swego serca. Paleontolodzy spekulują również, że wyrostki mogły służyć jako umocowania bardzo silnych mięśni, które służyły do zamykania potężnych szczęk. Należy zauważyć, że przede wszystkim nasze potwory były pokaźnych rozmiarów. Największy przedstawiciel, Daodon miał 3,6 m długości, 2,1 m wysokości i ważyć mógł nawet do 1000 kg.
To czego świniom zazdrościć mogą nawet psy i koty to ich intelekt. Czy entelodonty były równie mądre? Akurat w tym miejscu podobieństwa się kończą. Co prawda, nigdy nie zachował się mózg zwierzęcia, ale oszacować można, iż był raczej niewielki w porównaniu do reszty ciała. Bardziej masa niż krzyżówki. 
Porównanie wielkości Daeodona i człowieka.

A co entelodontom smakowało najbardziej?


Wszystko. Uzębienie nie było typowe ani dla wegetarian, ani dla mięsożerców. Ślady ugryzień na kościach prymitywnych wielbłądów, nosorożców oraz chalikoteriów (wymarłe ssaki przypominające hybrydę goryla i konia) sugerują, iż zwierzęta te po śmierci mogły wylądować w żołądkach entelodontów. Najbardziej popularna teoria mówi, iż świnie terminatory były wszystkożercami, ale dominującym elementem ich diety były jednak pokarmy roślinne. Mięsem uzupełniały jedynie swoje żywienie. Pozostaje zatem pytanie czy mogły polować, czy raczej posilały się padliną? Bardzo solidnym argumentem za pożywianiem się zwłokami jest fakt, iż były to zwierzęta kopytne. W odróżnieniu od kotów, psów czy hien nie mogły zatem przytrzymać zaatakowanej ofiary. Pomimo posiadania imponujących rozmiarów szczęki, raczej wątpliwe jest by daodon potrafił jednym ugryzieniem zabić ofiarę. Tak jak dzisiejsze dziki, entelodonty nie grymasiły przy jedzeniu i wolały bardziej to co znalazło się na ich drodze, aniżeli to co biegało wokół nich. 

Daeodony próbują odebrać zdobycz hyeonodontom.

Jakim cudem terminatory wyginęły?

Poszukując powodu wymarcia entelodontów, zwrócić należy przede wszystkim uwagę na zmiany klimatu, które miały miejsce na przełomie oligocenu i miocenu. Klimat się ochłodził, a otoczenie zaczęło się przeistaczać. Zamiast lasów zaczęły pojawiać się połacie terenów trawiastych. Wiele zwierząt, jak np. konie, szybko przestawiły się na spożywanie trawy. Sprawa wyglądać mogła inaczej u entelodontów, które do końca pożywiały się roślinami innego rodzaju, których systematycznie zaczynało brakować. Olbrzymi daeodon był jednak wszystkożerny. Dlaczego zatem ciężej było mu znaleźć padlinę? Wydaje się, iż tutaj entelodonty zaczęły mieć konkurencję. Pojawiły się Niedźwiedziopsy, które były o wiele bardziej inteligentne i nie dawały sobie tak łatwo odbierać padliny jak funkcjonujące wespół z piekielnymi świniami kreodonty (pokaźnych rozmiarów drapieżniki przypominające nieco hybrydę wilka i hieny). Móżdżki entelodontów zwyczajnie nie urosły dość duże aby zmierzyć się ze zmianami w otaczającej je rzeczywistości. Zależność tego typu powtórzyła się w histori Ziemii wiele razy. I zapewnie wiele razy jeszcze się pojawi. 

Daeodon

Stay tuned!