niedziela, 27 stycznia 2019

Jednak ktoś w Chinach miał wielką stopę!


Zapewne wszyscy dobrze znają legendę o Yetim. Tak mieszkańcy Nepalu zwą wielką, człekokształtną małpę, która przechadza się po zboczach Himalajów. Jeśli nie wierzyć pasterzom jaków, a bardziej faktom to Yeti najzwyczajniej w świecie nie istnieje. Jest to co najmniej smutne.

Filip i Yeti, historia prawdziwa.

Pierwsze spotkanie z Yetim miałem w czasach licealnych. Znajomy znajomego. Chłop o posturze drwala, bujnej, potarganej czuprynie i rodzącym się dopiero, acz charakterystycznym wąsisku. Ksywa "Yeti" przylgnęła do człowieka jeszcze zanim go poznałem. Może nie atakował podróżnych tak jak nepalski kuzyn, ani nie porywał dziewic jak King Kong ale jego zwyczaje budziły wszechobecny strach. To był jedyny, znany mi Yeti, któremu udało się przeżyć do czasów współczesnych, jak również jedyny Yeti, którego udało się w całości udokumentować. Ale dość już o nim. Okazuje się, że Yeti mógł istnieć naprawdę i nie jest jedynie mitycznym stworzeniem, w którego istnienie wierzy już wyłącznie garstka kryptozoologów.

Witajcie moi parafianie!

Panie, Panowie, przedstawiciele płci trzeciej, przedstawiam Wam dalekiego krewnego z Azji. Oto Gigantopitek (Gigantopithecus blacki). Największy przedstawiciel małp naczelnych jaki kiedykolwiek chodził po tym świecie.



Nie jestem gruby, mam grube kości!

Gigantopitek pojawił się na terenach dzisiejszych Indii, Chin oraz Wietnamu około 1 miliona lat temu. Szacuje się, iż wymarł około 100 tysięcy lat temu. To oznacza, że miał okazję spotkać się ze swoim, dalekim krewnym - homo sapiens. Jeśli ktoś spytałby mnie skąd zatem wzięły się legendy o wielkiej małpie to odpowiedź byłaby dość oczywista - ludzie mieli kiedyś okazję z nimi obcować.
Nasz sympatyczny małpiszon dorastał do 3 metrów wysokości i mógł ważyć nawet 540 kg. Dla porównania, niewiele więcej waży bawół afrykański (dla mniej wtajemniczonych - kawał krowy). Niewiele cięższy od niego był wesolutki symbol bogatej epoki PRLu - popularny fiat 126p (maluch), który ważył 580 kg. Niewielu, współczesnych nam ludzi jest w stanie poszczycić się podobą wagą. Lepszym od gigantopitka był najcięższy człowiek świata, ważący 634 kg: Jon Brower Minnoch (bynajmniej nie ważyła tyle masa mięśniowa, a raczej zmagazynowany pod skórą, płynny BigMac). Gigantopitek nie przypominał największego, żyjącego przedstawiciela naczelnych - goryla. Paleontolodzy twierdzą, iż był najbliżej spokrewniony z orangutanem, z którym zresztą częściowo pokrywał się zasięg jego występowania. Był jednak 2-3 razy cięższy od goryla i 5 razy cięższy od orangutana!

Poproszę falafel na cienkim, sos łagodny.

Z pewnością zasmucę wszystkich, którzy mają nadzieję, że ten jegomość pożerał niemowlęta lub wysysał ludziom szpik kostny (tak jak starsi ludzie postępują z mięsem z rosołu). Nasz podopieczny był wegetarianinem. Jeśli wyobraziliście sobie gigantopiteka na miejskim rowerze, zmierzającego do ulubionej knajpy z tofu to nic bardziej błędnego (a szkoda, wspaniały materiał na instagramową relację). Żywił się bambusem tak jak panda wielka. Niestety, gigantopitek nie chodził także na dwóch nogach tak jak mityczny Yeti, a poruszał się na czterech tak jak goryle, orangutany i szympansy. Wszelkie, dotychczasowe badania wykluczają zatem dzierżenie przez niego maczug oraz dzid (także tych laserowych).


Znalezionej małpie zagląda się w zęby.

Prawdziwy podziw dla paleontologów zajmujących się tym gatunkiem może budzić ogrom informacji, które posiadamy o gigantopiteku. Dlaczego? Ponieważ wszystko o nich wiemy tylko w oparciu o fragmenty żuchw oraz zębów. Nie mamy niestety wiedzy o poruszaniu się owych małp z racji braku szczątków kości miednicznych. Większość materiału do badań pochodzi z chińskich magazynów, gdyż skamieniałe, sproszkowane kości gigantopiteka znalazły zastosowanie w chińskiej medycynie.


Co się stało, że się... popsuło?

Mierząc 3 metry i ważąc 540 kg, gigantopitek raczej nie posiadał naturalnych wrogów. Najniebezpieczniejszym stworzeniem jakie mógł spotkać na swej drodze był zapewne dopiero człowiek. Co mogło zatem spowodować wymarcie tego zwierzęcia? Wbrew temu co się powszechnie uważa, wzrost nie zawsze jest atutem. Im jesteś większy, tym mniej możesz mieć potomstwa. Im jesteś większy, tym wiecej jedzenia potrzebujesz. Zatem, gigantopitek urósł do maksymalnych dla naczelnego rozmiarów i stał się wrażliwy na wszelkie zmiany w otaczającej go rzeczywistości. Zniknięcie podstawowego źródła pożywienia wynikającego z takich czynników jak chociażby zmiany klimatyczne czy rozprzestrzenianie się człowieka to dla takiego wielkoluda spory problem. To właśnie rozmiar stał się przyczyną jego wymarcia. Opłaca się być zatem mniejszym. Dziewczyno, pomyśl zanim spytasz się o wzrost gościa z Tindera! :D


Idźcie w pokoju!

Konkludując, czy Azjaci mogli zapamiętać gigantopiteki i przekazywać legendę o Yetim z pokolenia na pokolenie? Wydaje się to najbardziej prawdopodobne. Dlatego ja absolutnie zaprzeczam wszelkim twierdzeniem, iż Yeti nie istnieje. Istniał. Chłopa po prostu wykończyła jego waga!

Na dziś to koniec, jednakże spodziewajcie się rychło nowego wpisu. Już za kilka dni przyjrzymy się bliżej jednorożcom. Skąd się wzięła o nich legenda, jakie zwierzę mogło być jej źródłem? To, i jeszcze więcej juz w następnym tekście!

Stay tuned!